- Jedziemy do LA! Jedziemy do LA! – Jamie podekscytowana podskakiwała na swoim miejscu, niczym postać z kreskówki na dragach. Josh siedział rozciągnięty obok niej, całkowicie ignorując wszystko co mówiła i przeglądając instagrama. Oto jak wygląda miłość nastolatków.
- Nie mogę się doczekać plaży – jęknęłam, wyobrażając sobie cudowne morze i ciepły piasek pod stopami.
- Myślę, że może być ona rozwiązaniem twoich problemów – skinęła głową Cote, a ja posłałam jej zdezorientowane spojrzenie. – No wiesz...- zrobiła kilka mało subtelnych ruchów głową, wskazując Dylana i Ryana niedaleko. - Poznasz tam jakiegoś przystojniaka i olejesz obu.
Przez chwilę wpatrywałam się w jej uśmiechniętą twarz, a następnie zwróciłam się do Josha.
- Podziwiam cię.
Chłopak uśmiechnął się szeroko.
- Nie jest najbystrzejsza, ale przynajmniej ładna...ał! – skrzywił się, kiedy jego ukochana uderzyła go łokciem w brzuch. Robiła to tak często, że musiał wyglądać jak dalmatyńczyk pod tą jasnozieloną koszulką.
- Uwielbiam lotniska! – Crystal opadła na wolne siedzenie obok mnie i pomachała mi przed twarzą kilkunastoma foliowymi torebkami. - Strefa bezcłowa, kochanie!
Czekaliśmy na nasz samolot i dziewczyna postanowiła spędzić ten czas na zakupach. Ja wolałam odpocząć, do czasu gdy nie wywołają naszego lotu, jednak te niewygodne, metalowe krzesełka bardzo mi to utrudniły. One oraz pełna entuzjazmu, nieustannie mówiąca Jamie.
Chociaż mieliśmy jechać wszyscy, parę osób się wykruszyło. Co z jednej strony było dobre, ponieważ nikt nie musiał spać na podłodze, a z drugiej, jakoś tak dziwnie było się bawić nie w komplecie. Ostatecznie jechali wszyscy moi współlokatorzy, Ryan, Cote z Joshem oraz Holland, która chyba najbardziej cieszyła się z niepełnego składu wycieczki. Maks obiecał rodzicom, że wróci na przerwę do domu, ponieważ jego bratu urodziła się córeczka, a Colton dostał jakąś małą rólkę w serialu, której nie mógł odpuścić. Mogła więc spokojnie się bawić, nie będąc nieustannie między młotem i kowadłem, obserwowana przez dwie pary cudownych oczu. Jak co niektórzy. Ekhem. Ekhem.
Wielka błyszcząca strzałka wskazuje na Jade Gardner.
Uśmiechnęłam się do Ryana, łapiąc jego spojrzenie, a on natychmiast to odwzajemnił i puścił mi oczko. O jeju...
Po kilkunastu minutach nareszcie zapowiedzieli nasz samolot, więc wszyscy ruszyliśmy się ze swoich miejsc. Przeszliśmy ostatnie inspekcje, które chyba jako jedyny człowiek na ziemi naprawdę lubiłam. Kochałam latać i podróżować, nieważne jak, gdzie i po co. Sprawnie zajęliśmy siedzenia i na całe szczęście udało mi się nie wylądować między Kellym a O’Brienem. To by była porażka. Otrzymałam jednak miejsce obok tego drugiego, co oczywiście mi nie przeszkadzało, zwłaszcza, że z drugiej strony siedziała Holland.
- Dylan - wydęłam dolną wargę i posłałam mu spojrzenie w stylu „głodny szczeniaczek”. – Nie chciałbyś się zamienić na miejsca?
Westchnął cierpiętniczo, ale wiedziałam, że się zgodzi. W końcu coś do mnie czuł, prawda? Nie to, że chciałabym to wykorzystać, ale...Naprawdę lubiłam siedzieć przy oknie.
Zdziwiłabym się jednak, jeśli przystałby na moją prośbę bez gadania i marudzenia.
- Mi tu wygodnie – burknął, jeszcze bardziej się rozsiadając (co było naprawdę utrudnione w tych cholernych, wąskich, tanich liniach lotniczych).
- No prooooszę...
- Co za to dostanę? – uśmiechnął się chytrze, a ja przecież mogłam spodziewać się takiego pytania. Wzruszyłam ramionami.
- A czego chcesz?
Udawałam, że nie dostrzegam wyraźnej sugestii w jego ciemnych oczach. To on się tu miał starać, no halo! Oficjalnie stałam się okropna. Westchnęłam i pocałowałam go w policzek, prawdopodobnie trzymając usta przy jego skórze odrobinę za długo.
- Wystarczy? – mruknęłam, dosłownie wiedząc, że wyglądam jak cholerna truskawka.
- Na razie tak.
Na razie? Zamieniliśmy się na siedzenia, co było bardzo niewygodne i dało chłopakowi idealną okazję by spojrzeć na moją klatkę piersiową z bardzo bliska. Prawie usiadłam mu na kolanach, żeby się przemieścić, ale jakoś tego uniknęłam. Tracąc przy tym resztki gracji, jeśli kiedykolwiek takie posiadałam.
Czerwona i dziwnie zdyszana opadłam na fotel, burcząc ciche „dziękuję”. Chłopak nic nie odpowiedział, tylko oparł głowę o moje ramię.
- Jestem śpiący, a przez ciebie nie mam się o co oprzeć.
Starałam się ignorować zapach jego męskiego szamponu i w ogóle bliskości, od której zdążyłam się już odzwyczaić. Oparłam gorące czoło o chłodną szybę. Zapowiadał się długi lot.
Dom cioci Jamie nie był taki jaki sobie wyobrażałam. Słysząc „budynek w LA” wyobrażałam sobie gigantyczną willę pełną złota i szkła, ale prawdopodobnie naoglądałam się za dużo amerykańskich młodzieżówek. Niemniej, posiadłość była wystarczająca dla naszej grupki, zadbana, blisko plaży, a na tyłach rozciągał się nawet średniej wielkości basen. Nic więcej do szczęścia nie było mi potrzebne.
Rzuciliśmy torby w wydzielonych pokojach i postanowiliśmy odświeżyć się trochę po podróży. Jamie jako gospodyni nie znająca zasad dobrego wychowania, zajęła jedno pomieszczenie z Joshem. Crystal i Daniel zdeklarowali się, że wystarczy im kanapa i chętnie prześpią się w salonie (prawdopodobnie dlatego, że reszta pokoi była na piętrze i mogli sobie tam robić nie wiadomo co, choć w sumie wiadomo, ale wolałam o tym nie myśleć). Ja i Hol wylądowałyśmy w małej sypialni dla gości, a Tyler, Ryan i Dylan w pokoju synów pani Cote.
- Możesz wejść – uśmiechnęła się do mnie Ruda, kiedy posłałam jej nieprzyjemne spojrzenie. Nie dość, że wygrała bitwę o łazienkę, to jeszcze siedziała tam zdecydowanie za długo. – Nie patrz tak na mnie! Zrobię ci kanapkę, okej?
Zadowolona skinęłam głową, a dziewczyna ruszyła na dół do kuchni. Wzięłam spokojny, długi, relaksujący prysznic i poczułam się jakby ciężar świata spadł mi z barków. Potrzebowałam odpoczynku. Owinęłam się ręcznikiem i wyszłam do sypialni, by wybrać coś do ubrania kiedy zobaczyłam Jego.
Wielki, ohydny pająk jak gdyby nigdy nic siedział sobie na ścianie i wlepiał we mnie swoje obrzydliwe ślepia. Wrzasnęłam i wskoczyłam na łóżko, czując jak blednę. Nie lubiłam takich niezapowiedzianych wizyt. Ktoś biegł po schodach i po sekundzie w pokoju pojawił się przerażony Dylan.
- Jezu, Młoda. Nic ci nie jest?
- Zabij go – jęknęłam, a chłopak zmarszczył brwi.
- Nie lubię Ryana, ale żeby od razu...
- NIE RYANA – warknęłam, czując jak moja krew się gotuje. – To coś! – wskazałam palcem na pająka, licząc, że chłopak natychmiast ruszy mi na ratunek, ale on tylko nieruchomo wpatrywał się w zwierzątko.
- Dylan? – mruknęłam, a następnie uśmiechnęłam się złośliwie. – Czy ty się boisz?
Tak jak się spodziewałam, prychnął oburzony, ale i tak nie zrobił kroku w kierunku gdzie czekała przyszła ofiara.
- Oczywiście, że nie. To tylko pająk – wzruszył ramionami, ale proszę was. Nawet on nie jest tak dobrym aktorem. Zachichotałam.
- Uważaj, nie może wyczuć, że się boisz – śmiałam się tak bardzo, że niemal straciłam równowagę. Brunet mordował spojrzeniem na zmianę mnie i swojego wroga, aż w końcu uznał widać, że lepiej użerać się z pająkiem niż ze mną, ponieważ chwycił książkę i zrobił krok w kierunku żyjątka. Co także mnie rozbawiło, ponieważ nie wyglądał jak ktoś, kto chce trzasnąć rzecz kilkaset razy mniejszą od siebie. Raczej jak mężczyzna idący na polowanie dzika. Skradał się powoli, jakby pajęczak miał zaraz opluć go kwasem, albo ugryźć.
- Pewny siebie, nieustraszony Dylan O’Brien ma jakąś słabość! No tego się nie spodziewałam! – parsknęłam rozbawiona, a on rzucił mi posępne spojrzenie. I w tym momencie wydarzyło się parę rzeczy jednocześnie. Pająk poruszył się gwałtownie i zaczął uciekać, Dylan odskoczył przerażony, upuszczając książkę, a ja straciłam równowagę i prawie spadłam na podłogę, gdyby nie mocny uścisk chłopaka. Starałam się nie myśleć o tym, że mnie obejmuje a ja mam na sobie tylko cholerny ręcznik. Atmosfera zrobiła się tak gorąca, że prawdopodobnie mogła przysmażyć to cholerne żyjątko.
- Wiesz, młoda – uśmiechnął się brunet, zakładając mi pasmo mokrych włosów za ucho. – Mam tylko jedną słabość i zdecydowanie nie są to pająki – puścił mi oczko i jakby nigdy nic wyszedł z pokoju, po drodze nokautując naszego wspólnego wroga książką.
Czując jak moje policzki parują opadłam na miękki materac łóżka.
Dzień spędziliśmy na plaży, a kiedy pod wieczór temperatura minimalnie się ochłodziła, postanowiliśmy ruszyć na miasto, na coś do zjedzenia. Kochałam to, że mogliśmy tak po prostu spędzić z sobą czas: nie martwiąc się o szkołę, pracę czy cokolwiek innego. Po prostu grupa przyjaciół na wakacjach.
Cieszyłam się również, że przez ostatnie miesiące udało mi się zaoszczędzić wystarczająco dużo, by teraz nie przejmować się pieniędzmi. Jasne, nadal nie było tego dużo, ale spokojnie mogło mi wystarczyć.
Crystal fotografowała dosłownie wszystko, co było urocze i chciałam te zdjęcia później wywołać. Tak, byłam typową białą dziewczyną, lubującą się w starbucksie i wieszającą fotki na ścianach. Tumblr byłby ze mnie dumny.
Zawędrowaliśmy do jakiejś naprawdę świetnej chińskiej restauracji, gdzie było niesamowite jedzenie i udało mi się rozluźnić na tyle, by nie czuć się skrępowaną, siedząc obok Ryana. Nawet jeśli jego ramię leżało na oparciu mojego krzesła.
Postanowiliśmy wrócić do domu i przebrać się, by następnie lecieć do jakiegoś klubu, więc leniwymi krokami ruszyliśmy w stronę plaży. Żadne z nas nie zauważyło wysokiego mężczyzny w dobrze skrojonym, jasnym garniturze, który przeszedł obok, dopóki ten nie odwrócił się w naszą stronę i zatrzymał nas głośnym:
- Stop.
Mimowolnie przystanęliśmy, posyłając sobie zaskoczone spojrzenia. Przeżyłam kilka miesięcy w Nowym Jorku bez zostania zabitą, zgwałconą i uprowadzoną (choć raz było blisko, ale przecież Dylan mnie uratował). To niemożliwe by coś takiego stało się w LA, prawda? Poza tym jaki normalny gwałciciel próbowałby swoich sił u dziewięcioosobowej grupy? Chyba tylko ten ze stanowczo za wysoką samooceną.
- Ja cię znam – mężczyzna wskazał na Dylana, który otworzył szeroko oczy. – Jesteś tym chłopakiem od Blat, prawda?
Brunet posłał mi niepewne spojrzenie, ale ja udawałam, że bardzo zainteresowały mnie nieistniejące chmury na niebie.
- My...ekhem...nie jesteśmy już razem – burknął niepewnie, na co nieznajomy machnął ręką.
- Nie ważne...Pamiętam cię z castingu.
- No tak! Jest pan producentem „Black Trap” – uśmiechnął się chłopak, a mężczyzna pokiwał głową.
- Nasza wytwórnia jest odpowiedzialna za wiele projektów...Właśnie rozpoczynamy kolejny – nie do końca wiedziałam w jakim kierunku to szło. No bo przecież koleś musiał być na tylu castingach i widzieć tyle aktorów, ile ja zjadłam truskawek w swoim życiu. Oczywiście nie dziwiłam się, że Dylana akurat zapamiętał, bo przecież był najbardziej uzdolnionym młodym aktorem jakiego znałam, ale i tak nie było to normalne.
- Byłeś dobry, prawda? – producent zmarszczył czoło. – Pamiętam, że byliśmy zachwyceni.
Och, duże słowa i nawet zwykle wyluzowany O’Brien lekko się zarumienił.
- Dziękuję?
- Słuchaj, wydaje mi się, że byłbyś idealny do jednej z głównych ról.
W tym momencie wszystkim nam opadły szczęki. Bo to nie był film czy coś, tylko życie. A w nim, tacy młodzi aktorzy jak my nie są zatrzymywani na ulicy przez takich producentów jak ten i zapraszani na przesłuchanie. Tak po prostu nie bywało!
- Dam ci moją wizytówkę i jeśli będziesz chętny: zadzwoń – wyciągnął elegancki portfel, a z niego jeszcze bardziej elegancką wizytówkę. Czy mi się wydawało czy mignęła mi czarna karta American Express? – Moja sekretarka wyśle ci wszystkie szczegóły.
Pożegnał się i wyminął nas, jakby nic się nie stało. Jakby wcale nie dał mojemu przyjacielowi życiowej szansy.
- Czy to się stało naprawdę? – mruknął chłopak, wpatrując się w złote literki na ekskluzywnym papierze. Sekundę później krzyczeliśmy ze szczęścia, zwracając na siebie uwagę wszystkich przechodniów.
- Hej, Księżniczko – usłyszałam ciepły głos Ryana i mimowolnie się uśmiechnęłam. Stałam na balkonie, oparta o balustradę, wpatrując się w ocean. Księżyc nadawał wieczorowi tej tajemniczości i romantyczności, a mój były chłopak objął mnie ramieniem.
- Pięknie wyglądasz.
Wszyscy się wystroiliśmy. Za półgodziny mieliśmy iść świętować sukces Dylana. Oczywiście, zaproszenie na casting nie oznaczało, że dostanie rolę, ale to i tak było coś dużego.
- Dziękuję.
- Przypomina mi się ta nasza wycieczka nad jezioro...Pamiętasz?
- No pewnie...
Jak mogłabym nie? Właśnie wtedy postanowiliśmy przeżyć swój pierwszy raz, a potem długo leżeliśmy i wpatrywaliśmy się w gwiazdy. Teraz z perspektywy czasu, wydawało mi się to trochę infantylne, jednak wówczas był to najbardziej idealny moment jaki mogłam sobie wyobrazić. Boże, jaka ja byłam w nim zakochana! Kochałam go od zawsze. Od tej cholernej piaskownicy. Jednak dopiero kiedy przekroczyliśmy tą magiczną barierę „nastu” lat, zaczęliśmy to rozumieć. Przymknęłam oczy, opierając głowę o ramię chłopaka. Doskonale pamiętam te motyle w brzuchu, to podekscytowanie przed każdym spotkaniem i tą nagłą nieśmiałość jaka mnie dopadała, kiedy był blisko. Długo nie mogłam uwierzyć, że był mój. Ale był. I mieliśmy tyle wspaniałych wspomnień, tyle przeżytych chwil. Tyle pierwszych razów, że trudno byłoby je wszystkie zliczyć. Bo nie chodziło przecież tylko o seks. Ale o pierwszą randkę, pierwszy pocałunek, pierwszy bal...
- Ryan Kelley, jesteś moją pierwszą miłością – mruknęłam, dość patetycznie, ale chłopak uśmiechnął się szeroko.
- Dwudziesty trzeci maja, dwatysiące szósty rok.
Posłałam mu zdezorientowane spojrzenie.
- Wtedy pierwszy raz mi to powiedziałaś.
O mój Boże. Nawet ja tego nie pamiętałam. Wtuliłam się mocno w jego ramię, czując jak zalewa mnie fala spokoju. Przy Dylanie się nie kontrolowałam. Nigdy nie było wiadome co powiem i wiecznie się rumieniłam. Kelley był moją oazą opanowania.
- Pamiętasz tą imprezę u Leny?
- Chapman? Oj tak, trudno nie pamiętać – roześmiał się, widać przypominając sobie jakieś zabawne wydarzenie. – Próbowałaś flirtować z tym kolesiem z orkiestry, żeby wzbudzić we mnie zazdrość!
- Nieprawda! – pisnęłam, szturchając go w ramię, ale oboje dobrze znaliśmy prawdę. – Chłopak był naprawdę przerażony, nie wiedział co się dzieje.
- A wszystko dlatego, że rozmawiałem z Blair o tym, co kupić ci na urodziny – wyglądał naprawdę seksownie z jednym kącikiem ust podniesionym do góry.
- Doskonale wiesz, że marzyła o naszym zerwaniu. Prawdopodobnie miała laleczkę voodoo z moją podobizną – wspomnienie dawnych „przyjaciółek” już nie bolało. Miałam teraz nową rodzinę. Lojalną i kochaną. Postacie z Londynu zacierały się już w mojej pamięci.
- Co mogę poradzić? Byłem całkiem fajny – Ryan wzruszył ramionami, na co wesoło przewróciłam oczami. Przez chwilę jeszcze śmialiśmy się i żartowaliśmy, aż nie przerwało nam znaczące chrząknięcie.
- Nie przeszkadzam?
Głos Dylana był chłodny, jak zazwyczaj, gdy zwracał się do mojego byłego. Który jak widziałam, chciał odpowiedzieć mu coś zgryźliwego, więc szybko go wyprzedziłam.
- No co ty...Takie stare wspominki...- tym razem to Kelley wydawał się być zraniony. Ouch! Czegokolwiek nie powiedziałam, któryś z nich był na mnie zły. Nastała krępująca cisza, podczas której niechcący złapałam kontakt wzrokowy z O’Brienem. Patrzył na mnie jakbym go zdradziła, a przecież nic takiego się nie stało. Mimo wszystko, poczułam wyrzuty sumienia. Miał rację: księżyc, wieczór, romantyczność unosząca się w powietrzu i Ryan obejmujący mnie ramieniem. To nie wyglądało dobrze. I nie było odpowiednie. Coś nie pasowało.
- Idziemy na dół? – zapytałam, zdecydowanie za bardzo radośnie. Skinęli głowami i ruszyli w stronę wyjścia, jednak niespodziewanie, kiedy Ryan wyszedł na korytarz, Dylan zamknął drzwi, tym samym oddzielając nas od Brytyjczyka.
- Idź sam, my zaraz przyjdziemy – zawołał, widocznie zadowolony z siebie i odwrócił się w moją stronę. – Jezu, w końcu. Ta ciota wszędzie się kręci i nie można pogadać z tobą na osobności.
Skrzyżowałam ręce na piersi.
- Po pierwsze: nie ciota. Mógłby cię położyć jednym palcem – brunet prychnął obrażony, ale postanowiłam go zignorować. – Po drugie: dla chcącego nic trudnego.
- Już ci mówiłem, że jestem tchórzem – wyglądał jak zagubiony chłopczyk, który nie wie gdzie jest jego mama w sklepie. – Ja tylko...chciałem ci coś dać.
Uniosłam jedną brew do góry. W sumie nie miałam żadnych powodów by się na niego wściekać...No i kochałam niespodzianki.
- Kupiłem to już jakiś czas temu...Od razu kiedy Jamie powiedziała mi o wyjeździe – był wyraźnie zawstydzony, co doprawdy było strasznie słodkie. Uwielbiałam tego Dylana. Jak cóż...każdego. – Miałem ci to dać po premierze...- faktycznie, sięgnął po coś wtedy do kurtki. – Ale, cóż...nieważne. Robię to teraz i...hmmm...mam nadzieję, że ci się spodoba.
Podał mi płaską kopertę z moim imieniem. Zmarszczyłam czoło, niepewna co zobaczę w środku.
- To bezpieczne? – mruknęłam, spoglądając na niego podejrzliwie.
- Tak. Jezu – przewrócił oczami.
- I jesteś pewny, że chcesz mi to dać? Nie rozmyślisz się, ani nic?
- Nie. Matko, otwieraj to!
Wzruszyłam ramionami i odbezpieczyłam opakowanie, zerkając do środka. Wyciągnęłam z niego dwa prostokątne kartoniki i nie mogłam uwierzyć własnym oczom. Że co?!
- NIE WIERZĘ! – pisnęłam i rzuciłam mu się na szyję. Ze śmiechem przyciągnął mnie do siebie i nie przeszkadzało mu nawet, że podskakuję w miejscu. – O MÓJ BOŻE! Czy ty dałeś mi właśnie dwa pieprzone bilety na cholernych 5 Seconds of Summer?!
Widziałam plakaty informujące o koncercie. Były porozwieszane dosłownie wszędzie i za każdym razem kiedy je widziałam, moje serce płakało. Nie mogłam sobie na nie pozwolić.
- Jest za trzy dni – brunet wypuścił mnie ze swoich objęć i z wyraźną radością obserwował moje podekscytowanie. – Będziemy się świetnie bawić.
To trochę mnie zdekoncentrowało. Ale przecież to logiczne: bilety były dwa i dostałam je od O’Briena, więc to z nim szłam. Jednak czy to znaczyło...O Mój Boże! Czy to miała być nasza pierwsza oficjalna randka?!
***
Po pierwsze: O MÓJ BOŻE!
Jesteście niesamowici! 80 tys. wyświetleń i prawie 750 komentarzy. Kocham Was!
Po drugie: "sięganie do kurtki" nie było tą wskazówką, o którą mi chodziło, aczkolwiek cieszę się, że to wyłapaliście. Teraz już wiecie o co chodzi i niestety nie jest to pierścionek :)
Zagadka rozwiąże się trochę później (wielu z was było blisko, ale nikt nie trafił :p)
Chciałam opisać całe LA w jednym rozdziale, ale ostatecznie rozbiłam je na dwa. W drugiej części prawdopodobnie będzie działo się więcej...
W tym miejscu specjalna dedykacja dla Pingwina aka Patrycji aka mojej kochanej menago, za słuszne domysły. Jestem z ciebie dumna, Sherlocku ;) (tylko ona spędza noce nad teoriami dotyczącymi ATW :p)
W tym miejscu specjalna dedykacja dla Pingwina aka Patrycji aka mojej kochanej menago, za słuszne domysły. Jestem z ciebie dumna, Sherlocku ;) (tylko ona spędza noce nad teoriami dotyczącymi ATW :p)
Kocham Was i mam nadzieję, że się spodoba :)
Do zobaczenia w przyszłą środę :*
PS Moje jazdy idą świetnie. Jeszcze żyję :p
PS Moje jazdy idą świetnie. Jeszcze żyję :p
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńBICZ PLIS LUDZIE!!! Jestem z siebie taka dumna, nie wierze, że to odkryłam! Mam nadzieję, że Wam też się uda XDDD Ale nie liczcie na podpowiedzi z mojej strony :* Dziękuje za ten śliczny dedyk <3
OdpowiedzUsuń#pierwszykomentarzpozdrawiammojegopsa
Rozdział super! Mam nadzieję, że będzie się sporo działo między Jade a Dylanem ;)
OdpowiedzUsuńTo zakończenie ♡ Żeby to tylko była ta randka i żeby nic jej nie zakłóciło. A potem żeby Dylan wyznał miłość Jade :D. Idealnie. No ale chyba nic nie może być idealne poza Ryan'em Kelly. Te ich wspominali były urocze . Ogólnie świetny rozdział, cały czas podziwiam twoje zdolności :) A jedyne co mnie rozczarowało to to że na wyjeździe nie ma ani Maxa ani Coltona. Chciałabym żeby Hol się już zdecydowała (na Coltona! <3 XD). Do srody!
OdpowiedzUsuńUwielbiam! <3
OdpowiedzUsuńTen rozdział to cudo i jeszcze raz cudo *-* , Nadal się zastanawiam z tą wskazówką co to może być, ale na nic nie wpadłam xd ,
OdpowiedzUsuńJejku tyle akcji było, ile zapowiadałaś :D ,
W ogóle to z tym pająkiem sprawiło że, nie mogłam przestać się śmiać XD , i jak Dylan jej powiedział o jego słabości to aż chciałam skakać po calym domu szczęśliwa :) xD ,
Fajnie, że dostał się on na casting, coś tak myślałam, że na tym serialu się nie skończy ;)
A te wspomnienia Ryana i Jade były bardzo słodkie i
urocze ^^ , ale końcówka wygrała wszystko! jak Dylan dał jej te bilety i przytulili się to takie
... oo!! JEST! <3 , i nwm czy tylko mi ten koncert skojarzył się z tym meczem i całuśną kamerą ^^ , hahah ,
życzę weny do dalszego pisania, a ja czekam z ogromną niecierpliwością na środę <3
Rozdział jest nieziemski Dylan i co chcieć więcej. Już nie mogę doczekać się następnego rozdziału. Na prawdę cudowny.
OdpowiedzUsuńJdmenxhifosjsbgucis miazga *O*
OdpowiedzUsuńJuz nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału ^^
Aaaawww <3333 Wreszcie jakieś słodkie sceny Jylan <3 Jak zwykle rozdział genialny i O MÓJ BOŻEEE Dylan zabiera ją na randkę!!!!!
OdpowiedzUsuńUwielbiam Cię :DD
Hela <3
Świetne, kocham ATW ;) O jejku, jak się cieszę z tej randki hahah i najprawdopodobniej nie wytrzymam psychicznie do środy 27 ;/;/;/ kolejny rozdział ma być zajedwabisty albo namierzę Cię programem i przyjdę z kosą hahahshahahah kc dobra czekam do srody *O*
OdpowiedzUsuńDYDE BEDZIE DYDE TAKTAKTAK DYYYYYDEEEEE LEWJFLJEWF;WJF;Q;FRK
OdpowiedzUsuńwidzisz, masz juz supi nazwe parringu XDDDD
Cudowny, nie wiem jak ja wytrzymam do następnej środy ;_;
OdpowiedzUsuńDylan-nareeeeszcie coś zrobiłeś chłopie! <3
Ten moment kiedy chcesz żeby czas szybko mijała i by l koniec wakacji , bo rozdział 27 xd
OdpowiedzUsuńŚwietnie, jak zawsze co tu dużo mówić :D
Mam nadzieje że w drugim rozdziale o LA, będzie więcej chemii między Dylanem a Jade! Nie mogę się doczekać następnego rozdziału jak zawsze :)
OdpowiedzUsuńO MÓJ BOŻE!!!! 5 SECONDS OF SUMMER!! Jezus, kocham cię! Jak to zobaczyłam moja reakcja była podobna do reakcji Jade! I jeszcze pająk a właściwie strach przed nim! Na bandany Ashtona, jesteśmy podobne! Tylko, że ja też chcę takiego uroczego Dylana. Btw Jade musi wybrać tego tchórza, który jest bohaterem. Domagam się, żeby w drodze powrotnej z LA zatrzymali się w Vegas i wzięli ślub. Awwwww ten rozdział, te momenty Jalany były takie awwwwww
OdpowiedzUsuńPozdrawiam xx
Swietny, cudowny i zabawny rozdział *-* , nie mogę się doczekać następnego ;) , i jeszcze jedno... JYLAN, TRZY RAZY TAK !! <3 <3 NARESZCZCIE RANDKA :3 ^-^ jupi xd
OdpowiedzUsuńJffkfgidhkdfodyidtif jaram sie! Wreszcie ten Dylan Idiota O'brien postanowił zrobic cos w dobrym kierunku! XDDD
OdpowiedzUsuńOgl zakochałam się w Twoim stylu pisania, gwałtownie i brutalnie! Iksdeedededede z niecierpliwoscia czekam na nexta xxx Ps. Muszę przyznać, ze jedną z najlepszych stron tego opowiadanoa so zabawne, fenomenalne dialogii! < zwłaszcza te Jade i Dylana! Kcjodyodyof Owszem. Manie stawiania wykrzywnikó xD
Stawiam, ze Holland wroci do Coltona lub Daniel oswiadczy sie Crystal i beda mieli male Sharmanki <3
OdpowiedzUsuńCzekam na next :*
aaaa Jylan <3 tak bardzo sie ciesze ze az sie poplulam kawą i wlasnie mam mokra klawiature... (to nie zart :c )
OdpowiedzUsuńjejku chce juz next!!!! <3
kocham papappaap
Dobra, sorry że dopiero teraz leci komentarz, ale cóż... Nie bede zalewać, pisałam ci na fb co myślę wiec xD
OdpowiedzUsuńDobra zagadka?? Pewnie któraś z par sie ożeni. Tak tylko stawiam xD
Rozdział <3 cud miód malinka - niczym malinowy Reds z cukrem xD
No to weny i do nexta piękna 😅
Alive -
Genialny rozdział ♥♥♥♥ juz nie mogę się doczekać następnego!! ♥
OdpowiedzUsuńomg jak ja to kocham, boze swiety twojamac, tak niesamowicie lekko piszesz ze to jakis kosmos, lekko i wciagajaco, i nie robisz bledow, i to co piszesz jest ciekawe i w ogole to sie przezywa wszystko razem z bohaterami, jezu, to jest kuzwa idealne
OdpowiedzUsuńNo nareszcie coś się dzieje u Jylan!!! Szkoda tylko trochę Ryana. Czekam na kolejny rozdział :D
OdpowiedzUsuńNiesamowity rozdział :D
OdpowiedzUsuńKocham to opowiadanie!
OdpowiedzUsuńPiszesz niesamowicie i strasznie mnie wciągnęłaś w tą historię! ❤
MEGAAAAAAAA ROZDZIAŁ !!!
OdpowiedzUsuńBRAK SŁÓW ! FF JEDEN Z NAJLEPSZYCH : )
Boże nie czytałam takiej świetnej książki jak twoje opowiadanie. Kocham cię za ten blog! <3 Jest cudowny, każdy rozdział jest cudowny, dodaje usmiechu nawet kiedy mam doła :D
OdpowiedzUsuńKażdy twój rozdział jest cudowny, a ten nie był wyjątkiem! <3
OdpowiedzUsuńSuper rozdział!
OdpowiedzUsuńCzekam do środy, jestem strasznie niecierpliwa xdd.
A co do wskazówki myśle że Colton będzie rozmawiał z Dylanem na temat Jade i ona to podsłucha. Moge tylko snuć domysły.
No cóż pozdrawiam i życzę weny :)
Czytałam już sporo ff, ale to jest moim ulubionym. Świetnie piszesz, naprawdę :).
OdpowiedzUsuńWidać, że masz do tego talent.
Już nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału, ten mnie tak zaciekawił, że aż umieram z ciekawości, co będzie dalej!
Świetny rozdział, :) ogólnie całe to ff jest świetne, ;* najlepsze jakie czytałam, :D jestem za tym, żeby Jade była z Dylanem :*
OdpowiedzUsuńWspaniały rozdział!
OdpowiedzUsuńJeszcze dwa dni i śroooda - nie mogę się doczekać! Jade MUSI być z Dylanem, a Ryana mogłoby przypadkiem przejechać metro (na przykład).. Nie chodzi o to, że ja go nie lubię. Nie. On mi po prostu działa na nerwy, z tą swoją "Księżniczką", grr..
Haha, Dylan i Jade idą na randkę! Pełnia szczęścia, za trzy.. dwie.. jedną.. - TAAAAAAK!!! On jest po prostu wspaniały z tym wszystkim, co robi i jeśli Jade tego nie zauważa, to jest idiotką. Także czekam na koncert, niecierpliwie, i na to, co się na nim wydarzy.
No i oczywiście na nowy rozdział ;*
Późno, ale ciiiii...;)
OdpowiedzUsuńWitamy w LA!!!!!
Nie mogłam się doczekać tego rozdziału :D
Jamie na lotnisku... Tak właśnie sobie siebie wyobrażam gdy lecę do... Nieważne gdzie, ważne z kim :)
Akcja z pająkiem była zabójcza.
Dylan taki słodki <3 <3
Niech jade wybierze Ryana.
Dylan jest mój ;)
Weny i do następnego :)
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńGenialny rozdział :)
OdpowiedzUsuńTeż mam jazdy!
OdpowiedzUsuńKiedy ona zrozumie że do tamtego wydaje jej się że coś czuje tylko ze względu na ich wspomnienia wspólnej przeszłości a nie!
A co jak Dylan dostanie rolę i będzie musiał wyjechać?! Nie podoba mi się to!
Czekam na next!
Scena z pająkiem jest niemożliwa :D uwielbiam to fanfiction. Jeśli byłby ktoś zainteresowany ff o Dylanie to zapraszam do mnie :D
OdpowiedzUsuń~Phoenix
Boże! Dziewczyno piszesz najlepsze opowiadania jakie kiedykolwiek czytałam!Jesteś genialna! Czekam na next :)
OdpowiedzUsuń