Przez
całe życie dawałam sobie wchodzić na głowę. Rodzicom, przyjaciółkom, Ryanowi.
Robiłam wszystko co chcieli, aby ich zadowolić i nie rozczarować. Chciałam,
żeby byli szczęśliwi.
Ale
teraz ich tu nie było. Miałam szanse stać się nową osobą, która twardo stąpa po
ziemi, słusznie jej się należącej. Która nie spełnia wszystkich oczekiwań
dookoła, ale jest wierna tylko i wyłącznie sobie.
Dlatego
nie zamierzałam dopuścić do tego by Dylan O’Brien odczuwał nade mną wyższość.
Budzik
w telefonie zadzwonił o piątej rano, a ja z jękiem przewróciłam się na drugi
bok. Wymacałam przedmiot pod poduszką i na oślep wyłączyłam. Starannie
zaplanowałam cały dzisiejszy dzień i już nie mogłam doczekać się miny moich
nowych współlokatorów.
Oczywiście
głównie chodziło mi o zaskoczenie O’Briena, ale inni mieli dostać rykoszetem.
Nie mogłam ich wtajemniczyć, a tak było z resztą o wiele zabawniej. Przecierając
zmęczone oczy, mentalnie nadal w łóżku, przebrałam się w sportowy strój, a
włosy związałam w luźnego kucyka. Na palcach zakradłam się pod pokój Dylana i
wzięłam kilka głębokich oddechów, aby opanować nagłą wesołość, po czym z hukiem
otworzyłam drzwi.
- Dzień dobry! Widziałeś jaka
piękna pogoda? Idealna na poranny jogging! – zaświergotałam słodko, lekko
podniesionym tonem. Chłopak otworzył jedno oko.
- Co do kurwy?
- Nie możesz spędzić takiego dnia
w łóżku! – szarpnęłam jego kołdrą i O MÓJ BOŻE, był bez koszulki. Niemal
zapomniałam o tym co chciałam powiedzieć, ale jego zirytowane spojrzenie
przywróciło mnie do rzeczywistości. – Idę pobiegać. Po prostu MUSISZ iść ze
mną!
- Czy ciebie coś boli? – skrzywił
się chłopak, kiedy podniosłam żaluzję i odsłoniłam piękny widok na miasto,
jednocześnie wpuszczając do pomieszczenia trochę słonecznego światła.
- Ruch fizyczny jest BARDZO
ważny! Dosłownie nie wyobrażam sobie bez niego życia! Jestem cudownie aktywną
osobą. Codziennie o świcie i wieczorem biegam i uwielbiam zachęcać do tego
moich przyjaciół! – oczywiście był to stek bzdur. Nie znosiłam biegać,
uwielbiałam spać do południa, a mój idealny wieczór spędzałam oglądając film
lub obściskując się z Ryanem. Ale Dylan o tym nie wiedział i teraz wpatrywał
się we mnie z irytacją i niezrozumieniem. Cóż, to był dopiero początek.
Chwyciłam
go za rękę i pociągnęłam mocno, próbując wyciągnąć go z łóżka.
- No dalej! Zobaczysz będzie
fajnie! Dotlenisz się, poprawi ci się krążenie krwi i staniesz się
szczęśliwszy!
Chłopak
obrócił się, nie puszczając jednak mojej dłoni, przez co wylądowałam obok
niego.
- Wierz mi, nigdy rano nie mam
problemów z krążeniem krwi – uśmiechnął się lekko i poruszył sugestywnie
brwiami. Zorientowałam się natychmiast o czym mówił i zaczerwieniłam się, ale
moje spojrzenie mimowolnie powędrowało w kierunku jego szarych spodni od piżamy
i wyraźnego wybrzuszenia w kroku.
Uh.
- I jeśli bardzo chcesz mnie
uszczęśliwić to nawet wiem jak to…
- Skończ być takim zboczeńcem –
szturchnęłam go w ramię, krzywiąc się. – Wstawaj, idziemy biegać. Nie dam ci
spokoju.
Dylan
schował twarz w poduszkę i jęknął coś w niezrozumiałym języku. Uśmiechnęłam się
z satysfakcją.
- Yyy…Jade? – odwróciłam głowę w
stronę drzwi, w których stał Tyler, lekko zaspany, widocznie zdziwiony moim
pobytem w pokoju jego przyjaciela. – Oh…um…- wydawał się być speszony i
natychmiast zrozumiałam co sobie pomyślał. – Chyba powinniśmy ustalić jakieś
zasady…
- Jezu, Posey, nie! –
przewróciłam oczami. – Próbuję namówić Dylana na jogging.
Oczy
Tylera zrobiły się jeszcze większe.
- Dylan i bieganie? Chyba na
trasie kanapa-lodówka…
- Na trasie kilku przecznic –
uśmiechnęłam się. – Ty też powinieneś pójść z nami! I Crystal! I Daniel!
Musicie zadbać o swoje zdrowie! Musicie zawalczyć o samych siebie, swoją
przyszłość…- rozkręcałam się coraz bardziej i prawdopodobnie właśnie przez moje
gadanie, którego mieli dość już po pięciu minutach, udało mi się wyciągnąć ich
z domu. Szczerze mówiąc, nie liczyłam na to. Ale po piętnastu minutach biegliśmy ulicą, przyciągając
spojrzenia zaciekawionych przechodniów.
Na
samym przedzie biegłam ja, rozentuzjazmowana i dopingująca resztę, rzucając
frazesami o zdrowym trybie życia, w myślach zastanawiając się do którego z fast
foodów pójdę na lunch. Za mną biegł Daniel, w bardzo dobrej formie, a kawałek
za nim Reed, narzekając na cały świat. Dylan i Posey zostali kilka metrów z
tyłu. Nie to, żeby mieli słabą kondycję. Byli po prostu zbyt zszokowani, zbyt
zirytowani i zbyt na mnie wściekli.
- Po raz pierwszy jestem na nogach
o szóstej rano – jęknął O’Brien. – Świat w ogóle istnieje o tej godzinie? To się
nazywa wschód słońca, tak?
Przewróciłam
oczami. Jak dziecko. Ale z drugiej strony…ja też zachowywałam się niedojrzale.
Cóż, jeszcze przyjdzie czas na powagę i dorosłość.
Przegoniłam
ich po kilku przecznicach, aż w końcu zlitowałam się i pozwoliłam wrócić do
mieszkania. Sama nie znosiłam biegać i nieczęsto to robiłam, chyba, że
musiałam, ale dzięki treningom cheerliderek miałam dobrą kondycję.
- Umieram z głodu – jęknął Posey
otwierając lodówkę. – Marzę o bekonie.
Uśmiechnęłam
się. Czas zacząć drugą fazę planu.
- Bekon?! Bekon?! Czy ty wiesz z
czego się robi bekon?! Z mięsa! A mięso? Z biednych zwierząt! Jak możesz
mordować te niewinne stworzenia, tylko dlatego, że masz ochotę na ich tłusty
kawałek! Nie masz serca?!
Wszyscy
moi współlokatorzy wpatrywali się we mnie ze zdziwieniem i przerażeniem, a ja z
trudem powstrzymywałam śmiech.
- O nie! Nie pozwolę wam na
zostanie mordercami! Od dzisiaj wszyscy jemy zdrowo i bez zabijania. Jest tyle
fantastycznych wegetariańskich przepisów…
Widziałam
jak wymieniają spojrzenia. Daniel był zmieszany, Crystal zdziwiona, Posey
wyglądał na zirytowanego, a Dylan…w zabawny sposób zmrużył jedno oko i
prawdopodobnie planował w myślach moje morderstwo. Przy śniadaniu cały czas
opowiadałam o głupotach i widziałam, że mieli mnie dość. Z widoczną radością
wymówili się zajęciami i zniknęli w swoich pokojach, by się do nich
przygotować.
Przyznam
szczerze, że ja też ucieszyłam się kiedy już znalazłam się na uczelni. Mogłam w
końcu przestać udawać nawiedzoną współlokatorkę i odetchnąć z ulgą. Zaczynałam
od zajęć z wokalu, co dodatkowo spotęgowało mój dobry humor. Lubiłam występować
na scenie i odgrywać scenki, ale to śpiew był moją życiową miłością. Kochałam
emocje, jakie mogłam przekazać dzięki muzyce. Dźwięki miały dla mnie o wiele
większe znaczenie i wyraz niż słowa.
Zajęcia
odbywały się w Okrągłej Sali, aka najwspanialszym pomieszczeniu w całej
Akademii, posiadającym nieziemską akustykę. Kiedy weszliśmy, cała grupa, w tym
również ja, zaniemówiła na widok jej piękna. Usiedliśmy na krzesłach, nadal nie
mogąc się napatrzeć i dopiero kiedy nauczycielka odchrząknęła, zwróciliśmy się
w jej stronę.
- Witam wszystkich studentów –
uśmiechnęła się ciepło. Dźwięk rozchodził się tak perfekcyjnie, że nie
potrzebowała żadnego mikrofonu, by było ją doskonale słychać. – Nazywam się
Melissa Ponzio i będę prowadzić zajęcia z interpretacji tekstu.
Wydawała
się być sympatyczna. Miała w sobie coś z mamy, która wspiera swoje dzieci i
piecze dla nich ciasteczka.
- Chciałabym usłyszeć dzisiaj nad
czym będę pracować. Dlatego dam wam teraz pięć minut, abyście wybrali ważną dla
was piosenkę, którą następnie przedstawicie a capella. Chciałabym, żebyście
pokazali emocje, które w was wywołuje.
Wydało
mi się to śmiesznie prostym zadaniem, ale natychmiast zmieniłam zdanie, gdy
poczułam pustkę w głowie. Co mogłabym zaśpiewać? Coś co kojarzy mi się z
Ryanem? Z przyjaciółkami? Z domem? Nie. Uciekłam stamtąd bo nie byłam szczęśliwa.
To nie było moje miejsce na ziemi, nie tęskniłam za tym co zostawiłam.
- Kto zacznie? – Melissa odezwała
się idealnie po pięciu minutach. Wszyscy zamilkli, wbijając w nią spojrzenia. –
No dalej. Nie mamy całego dnia, a nikogo to nie ominie!
- Może nasza Gwiazda? –
usłyszałam słodki, dziewczęcy głos. Kilka osób zaśmiało się cicho pod nosem, a
ja cała spięłam. Odwróciłam się do tyłu, ale nie byłam w stanie poznać tej
suki, która to powiedziała.
- No proszę. Mamy tutaj Gwiazdę?
– Melissa uniosła jedną brew do góry. – W takim razie zapraszam.
Zamierzałam
zapaść się pod ziemię. Zacisnęłam dłonie w pięści, a paznokcie boleśnie wbiły
mi się w skórę. Dam radę.
Stanęłam
przed grupą, która wbiła we mnie szydercze spojrzenia. Zamknęłam oczy i wzięłam
głęboki wdech.
- Co zaśpiewasz? – Melissa
położyła mi rękę na ramieniu, w uspokajającym geście.
Od
pierwszych dźwięków poczułam się pewnie. Ta piosenka przekazywała dokładnie to
co chciałam, wyrażała emocje, których ja nie potrafiłam. Całe moje zagubienie,
moją chęć zmiany, moją ucieczkę.
- I’ll always keep you with me – w tym momencie zobaczyłam przed
oczami twarz Ryana. Tego samego, w którym tak bardzo kiedyś się kochałam, a
którego tak łatwo zostawiłam w tyle. – You’ll
be always on my mind, but there’s shining in the shadows, I’ll never know
unless I try.
Poczułam
jak do moich oczu napływają łzy, więc zacisnęłam je mocno i nie otworzyłam aż
do końca piosenki. Kiedy zaśpiewałam ostatni dźwięk, z wahaniem uchyliłam
powieki. Melissa uśmiechnęła się delikatnie i skinęła głową z zadowoleniem, ale
spojrzenia grupy były nieprzyjemne. Tylko jeden chłopak, siedzący w ostatnim
rzędzie wstał i zaczął klaskać, zwracając na siebie uwagę wszystkich.
Posłałam
mu zmieszane spojrzenie, ale uśmiechnęłam się. Wolałam taką reakcję od
pogardliwych prychnięć i szeptów za moimi plecami. Wiedziałam, że liczyli na
moje potknięcie.
Przez
najbliższe czterdzieści pięć minut wysłuchałam składanki najbanalniejszych
utworów, jakie można było wybrać. Zaczynając od „I will always love you” Whitney Huston, przez „Someone like you” Adele, kończąc
na „Wrecking Ball” Miley
Cyrus. Z ulgą przyjęłam wiadomość o końcu zajęć i wyszłam z sali.
- Hej, Gwiazdo! – usłyszałam za
plecami. Gwałtownie się odwróciłam.
- Jestem Jade, zrozumiano? Jade!
– warknęłam i natychmiast zrobiło mi się głupio, bo za mną stał chłopak, który
klaskał po moim występie. – Och, przepraszam…
- To ja przepraszam, nie
wiedziałem, że nie lubisz tego przezwiska…
- Och, uwielbiam pseudonim, przez
który wszyscy mnie nienawidzą – przewróciłam oczami.
- Jestem Adam – wyciągnął dłoń,
którą uścisnęłam. – Adam Berkley.
- Jade Gardner.
Mimo
swojego stylu „niegrzecznego chłopca”, wydawał się sympatyczny. Miał
przydługie, ciemne włosy i przystojne rysy twarzy, no i jako pierwszy w ogóle
się do mnie odezwał.
- Naprawdę rewelacyjnie śpiewasz.
I powiem prosto z mostu, mam dla ciebie propozycję.
Zaciekawiona,
uniosłam do góry jedną brew.
- Propozycję?
- Masz może jakieś plany na
lunch? – zapytał. Zmrużyłam oczy i przyjrzałam mu się dokładnie, zastanawiając
się czy mówi na serio, czy chce mnie po prostu poderwać. Ale miałam do wyboru
albo jego, albo samotny lunch, schowana przed moimi lokatorami.
- Właściwie to nie…- wzruszyłam
ramionami.
- Jestem umówiony ze znajomymi w
Subwayu niedaleko szkoły. Masz ochotę?
Kiwnęłam
głową.
- Josh! – zawołał Adam, a
siedzący po drugiej stronie pomieszczenia chłopak do niego pomachał. – Moi
przyjaciele tam siedzą, przedstawię cię.
Adam
był zabawnym, pewnym siebie chłopakiem, który jednak nie chciał mi zdradzić co
za propozycję pragnie mi złożyć. Dowiedziałam się za to, że pochodzi z
Waszyngtonu, gra na perkusji, i że bierze mnie na lunch ze swoim kumplem z
akademika i jego dziewczyną.
- Hej, wam – uśmiechnął się,
podchodząc do stolika. - To jest Jade – wskazał na mnie.
Chłopak
przy stoliku był uroczy. Nie mogę powiedzieć czy przystojny czy nie, ale po
prostu przesłodki. Uśmiechnął się wesoło i podał mi rękę, a ja zobaczyłam go w
otoczeniu tęczy, elfów i jednorożców, niczym w kreskówce. Był jak szczeniaczek!
Jego dziewczyna za to była strasznie chuda i wiotka. Miała duże, strasznie poważne
brązowe oczy i mimowolnie zastanowiłam się jak oni mogą być parą.
- Hej, miło cię poznać. Joshua
McClain – odsunął dla mnie krzesło. – Siadaj.
- Dzięki – posłałam mu zaskoczone
spojrzenie i usiadłam na przygotowanym miejscu.
- Adam, skarbie, jak idziesz
zamawiać, przynieś mi trochę sody…A tak w ogóle to jestem Jamie Cote –
dziewczyna skinęła mi głową, a Josh objął ją ramieniem. – Studiujesz na NYADA,
tak?
- Zgadza się, wokal i aktorstwo.
Zakładam, że wy też?
- Ja taniec. A Josh jest
najlepszym gitarzystą na całej pieprzonej uczelni. Jeśli nie w całym cholernym
mieście – Jamie uśmiechnęła się z czułością do swojego chłopaka, który
zarumienił się i przewrócił oczami.
Byli
jak ogień i woda. Ona wydawała się być ostrą dziewczyną i bardziej pasowałaby
mi do Adama niż Josha. Ale może w tym właśnie tkwił sekret?
- Więc…- wrócił Adam i postawił
na stole tacę z dwoma kanapkami i trzema sodami. – Zaprosiłem cię nie bez
powodu.
- No tak…Masz interes – upiłam
łyk napoju, wbijając w niego uważne spojrzenie.
- Dokładnie. Chodzi o to, że ja i
Josh chcielibyśmy założyć zespół. A ty po prostu musisz zostać naszą
wokalistką.
Zakrztusiłam
się sodą i przez najbliższą minutę próbowałam złapać oddech. Josh poklepał mnie
delikatnie po plecach, ale przeszło mi dopiero po porządnym uderzeniu Jamie.
- Dzięki – wychrypiałam i
odwróciłam się do Adama. – Słucham?
- Jesteś świetna, masz naprawdę
niesamowity głos…Wierzcie mi – zwrócił się do Jamie i Josha. – W jej głosie
jest coś magicznego i razem możemy…
- Poczekaj, poczekaj – przerwałam
mu gwałtownie. – Zwolnij.
Chłopak
przewrócił oczami.
- Ty. Ja. Josh. Wokal. Gitara.
Perka. Nic więcej. Muzyka w najczystszej postaci – powiedział i wgryzł się w
swoją kanapkę. Wpatrywałam się w niego, a on jakby nigdy nic przeżuwał swój
posiłek, zupełnie jakby wyczerpał temat.
- Tak po prostu? – mruknęłam. –
Dołącz do zespołu, okej, i już?
- A co byś chciała? Mamy spisać
kontrakt? Umowę? Spokojnie na to jeszcze przyjdzie czas.
Odwróciłam
się w stronę Josha.
- Co ty na to?
- Skoro Adam uważa, że jesteś
dobra, to zapewne jesteś – wzruszył ramionami.
- Ale…gdzie będziemy mieli próby?
Co będziemy śpiewać? Co z występami? Będziemy występować? – nie rozumiałam ich
świata. Dla nich to było takie proste…za proste. Przecież Adam raptem przed
godziną usłyszał jak śpiewam. Jak w ciągu sześćdziesięciu minut przeszliśmy od
„miło cię poznać” do „zawojujmy razem świat i zróbmy coś wspaniałego”?
- Może po prostu zróbcie próbę i
zobaczycie jak się wam będzie współpracowało? – rzuciła Jamie, nie podnosząc
nawet wzroku znad telefonu, którym się bawiła.
- No i świetnie – zgodził się z
nią Adam i uśmiechnął do mnie. – Zgadamy się co do terminu, nie?
- Przecież ja się jeszcze nie
zgodziłam! – zawołałam, a kilku klientów siedzących niedaleko naszego stolika posłało
mi zaciekawione spojrzenia.
- Słyszałem jak śpiewasz –
Berkley spoważniał i spojrzał mi prosto w oczy. – Widziałem cię na scenie.
Kochasz to robić. I razem możemy stworzyć coś niesamowitego. Możemy zmienić
świat. Jak Beatlesi albo Gunsi albo Nirvana.
- Albo Justin Bieber –
uśmiechnęła się złośliwie Jamie, a chłopak szturchnął ją w ramię. – Ała?
Posłuchaj…- odwróciła się w moją stronę. – Ci kolesie naprawdę znają się na
rzeczy i wiedzą czego chcą. Kochają muzykę bardziej niż cokolwiek innego i to
powinno cię przekonać. Serio, idź w to. A teraz muszę się z wami pożegnać, bo za pół godziny zaczynam dyżur w schronisku i…
W
tym momencie w mojej głowie pojawił się plan.
- Pracujesz w schronisku? –
przerwałam gwałtownie dziewczynie, a ta skinęła głową. Przygryzłam wargę i
zmarszczyłam czoło. W sumie…co mi szkodzi? – Zróbmy tak. Przyjdę na próbę i
zobaczymy co uda nam się stworzyć, pod jednym warunkiem – wbili we mnie
zaciekawione spojrzenia, a ja uśmiechnęłam się diabolicznie i wbiłam wzrok w
Jamie. – Pomożesz mi.
-
Dostaną zawału – mruknęła dziewczyna, kiedy pomogła mi wnieść dwa psy i trzy
koty do mieszkania. – Jesteś złą, złą osobą.
- Przyjmę to jako komplement –
uśmiechnęłam się. – Chcesz coś do picia?
Podałam
jej piwo i zerknęłam na zegarek.
- Z tego co pamiętam, powinni być
w domu za jakieś piętnaście minut. Masz ochotę popatrzeć na show, czy…?
- Myślę, że dam im cię zabić w
spokoju – zaśmiała się. – Zwierzęta pewnie jeszcze jakoś przejdą, ale gdy Dylan
zobaczy swoje buty…
Przez
chwilę porozmawiałyśmy na zwykłe tematy, a po kilku minutach wyszła,
pozostawiając mnie samą ze sforą pożyczonych zwierząt. Przebrałam się w luźne,
sportowe ubrania i pozapalałam kadzidełka w całym mieszkaniu, kończąc na
sekundę przed przyjściem moich lokatorów.
- Co to kurwa jest? – mruknął
Daniel, wpatrując się w psy, które podbiegły go obwąchać. Z ręki Poseya wypadła
torba i uderzyła o podłogę.
- O, cześć! – niemal parsknęłam
śmiechem na widok ich min. – Te biedne zwierzątka tułały się samotne po ulicy!
Nie mogłam ich tak zostawić!
- Yyyy…O…One…Nie mogą zostać –
zmarszczył brwi Tyler. – To wbrew przepisom budynku.
- Nie możesz ich wyrzucić! Nie
mają gdzie pójść! – zawołałam, chwytając go za ramię. – To tylko pięć, małych
zwierzątek…- wydęłam dolną wargę. – Jak możesz być tak nieczuły?
Chwyciłam
leżącego na kanapie kota i poszłam do swojego pokoju, trzaskając drzwiami.
Natychmiast przyłożyłam do nich ucho.
- Te zwierzęta muszą stąd
zniknąć. A ona najlepiej razem z nimi. – usłyszałam głos Poseya. – Nie wiem co
się stało, była w porządku.
- Znasz ją dwa dni, nie wiesz
jaka jest. I jeśli jest taka, to kurwa przysięgam, że…
- Co do cholery?!
Przygryzłam
policzek, żeby nie wybuchnąć śmiechem, na dźwięk głosu Dylana. Poczekali na
Crystal i zniknęli w pokoju Poseya, prawdopodobnie rozmawiając o mnie.
Odczekałam kilka minut, aż w końcu chwyciłam średniej wielkości, drewniany
krzyż, kupiony wspólnie z Jamie za dwa dolary w sklepie z pamiątkami i postanowiłam
wprowadzić kolejną część planu. Zapukałam, a po drugiej stronie zapadła cisza.
- Tak? – w głosie Crystal
słyszalne było zawahanie. Wzięłam kilka głębokich, uspokajających oddechów i
otworzyłam drzwi.
- Chciałam się tylko dowiedzieć,
czy któreś z was nie chciałby się ze mną pomodlić? – zapytałam cichym, słodkim
głosem. Wbili we mnie zszokowane spojrzenia, zupełnie jakby zobaczyli ducha. –
Wydaje mi się, że przydałoby wam się takie oczyszczenie. Zwłaszcza tobie,
Daniel – zwróciłam się do chłopaka. – Popełniłeś wczoraj ciężki grzech
cudzołóstwa. Ale spokojnie, Pan jest wielki i wybacza wszystkim.
Miałam
jeszcze kilka pomysłów na wytrącenie ich z równowagi, które mogłyby dopełnić
mój wizerunek nawiedzonej lokatorki, ale w tym momencie nie wytrzymałam. Na
widok ich zszokowanych, pełnych niezrozumienia i strachu twarzy wybuchłam
głośnym śmiechem.
- Nie…już nie mogę – jęknęłam, a
oni wymienili spojrzenia. – Gdybyście widzieli swoje miny! Bezcenne!
- O co chodzi? – zmarszczył brwi
Dylan, a ja szeroko się do niego uśmiechnęłam.
- O to, że daliście się nabrać
jak dzieci! – prychnęłam. – Nienawidzę biegać, kocham mięso, a zwierzęta są
pożyczone.
Powoli
obserwowałam jak trybiki w ich głowach zaczynają pracować i łączyć moją
wypowiedź z faktami.
- Więc to wszystko było udawane?
– mruknęła Crystal, a ja skinęłam głową.
- Od początku do końca. Możecie
uznać to za małe otrzęsiny – mrugnęłam do nich.
- Siki w moim bucie też były
sztuczne? – zapytał Dylan. Skrzywiłam się lekko.
- Nie…niestety.
- Ale dlaczego to zrobiłaś? –
Tyler przewrócił oczami. – Nieomal nie wyrzuciłem cię z mieszkania.
- Wybaczcie – wzruszyłam
ramionami. – Po prostu uznałam, że to będzie zabawne. I było. Bardzo.
- Chyba dla ciebie! – burknął
Daniel, krzyżując ręce na piersi. Na kilka sekund zapanowała cisza i zaczęłam
się martwić, że naprawdę nie zrozumieli żartu. Ale potem Crystal zaczęła się
śmiać. Szybko dołączył do niej Posey, a potem Daniel. Dylan, widocznie z
największą urazą z powodu butów, z początku patrzył na nas jak na ciężko
chorych, ale po chwili i on nie wytrzymał.
- Tylko nigdy więcej tak nie
rób…Błagam – jęknęła Crystal, a ja skinęłam głową. Żart się udał, moi lokatorzy
mnie nie znienawidzili i poczułam się naprawdę, naprawdę szczęśliwa.
Niezależna. Wolna.
Cause they say home is where your
heart is set in stone…
-
Oczywiście, że się zorientowałem.
- Wcale, że nie.
- To było oczywiste.
- Daj spokój, O’Brien. Dałeś się
nabrać jak dziecko.
Taka
dyskusja toczyła się od momentu wyjścia z domu. Dylan próbował mnie usilnie
przekonać, że wiedział o całym spisku.
- Nie jesteś taka sprytna. Zrozumiałem
o co chodzi od razu, ale nie chciałem psuć ci zabawy.
Przewróciłam
oczami.
- Proszę cię, byłeś najbardziej
wściekły z nich wszystkich.
- Jestem dobrym aktorem.
Westchnęłam
z irytacją. Chłopak nie potrafił się przyznać do porażki. Im bardziej go
poznawałam tym bardziej dostrzegałam jak trudny ma charakter. Zerknęłam na
niego kątem oka. Nie był najwyższym chłopakiem jakiego znałam. Miał około metra
osiemdziesięciu, może nawet mniej, ale ja i tak był sporo ode mnie wyższy.
Naprawdę dobrze wyglądał w skórzanej kurtce i rozczochranych włosach. Nocą,
jego oczy wydawały się jeszcze ciemniejsze. Było w nim „to coś”.
Ale
we mnie też coś było. We mnie nadal tkwił Ryan, którego nie mogłam tak po
prostu wyrzucić z pamięci. Spędziłam z nim pięć lat! To jedna czwarta mojego
życia!
Weszliśmy
do baru „Manhattan”, którego nazwa była dość ciekawa, zważywszy, że znajdował
się na Brooklynie. Wnętrze było przyjemne, ciepłe i pachniało w nim alkoholem i
papierosami. Zwykły bar.
- Nasza miejscówa – uśmiechnęła
się do mnie Crystal. – W „Przyjaciołach” zawsze chodzili kawiarni…cóż, my
przychodzimy tutaj.
- Jacy ludzie, takie miejsce –
mrugnął do mnie Daniel i pomachał komuś po drugiej stronie pomieszczenia. – Są
już.
Zauważyłam
rudą burzę włosów Holland i przystojnego chłopaka siedzącego obok niej i
obejmującego ją ramieniem.
- Max, Jade. Jade, Max. Mój
chłopak.
Przez
najbliższe kilka minut zrozumiałam, że Max Carver jest naprawdę zabawnym,
sympatycznym chłopakiem, i że strasznie zależy mu na Rudej. Zauważyłam także,
że zupełnie przez przypadek, znalazłam się w towarzystwie naprawdę fajnych
ludzi, którzy bez żadnego problemu przyjęli mnie jak swoją. Taka magia działa tylko
w Nowym Jorku.
- Holland – Crystal nachyliła się
do przyjaciółki i szepnęła jej coś na ucho. Obie odwróciły się w kierunku
drzwi, a ja zauważyłam jak Roden nagle blednieje. Zerknęłam w tą samą stronę co
one i zauważyłam umięśnionego, wysokiego i BARDZO przystojnego chłopaka w
sportowej bluzie, podchodzącego do baru.
- Idziemy do łazienki –
zakomunikowała chłopakom Crystal i wstała. Oni nawet nie zwrócili na nią uwagi
zaaferowani dyskusją o ostatniej grze Metsów. Brunetka chwyciła Holland za
ramię i pociągnęła ją w kierunku toalet. Moim jedynym wyjściem było pójście za
nimi.
Rudowłosa
zaciskała dłonie na brzegu umywalki, a Crystal stała obok niej i uspokajającymi
ruchami, głaskała ją po plecach.
- Po chuja tu przyszedł? –
warknęła Holland, dając mi do zrozumienia, że nie przepada za chłopakiem przy
barze.
- Kto to jest? – zapytałam cicho,
zwracając na siebie ich uwagę.
- To…- Crystal z niepokojem
zerknęła na Holland, bojąc się jej reakcji na swoje słowa.
Ten-Którego-Imienia-Nie-Wolno-Wymawiać? – Colton Haynes.
- Mój były – głos rudowłosej był
ostry jak rozbite szkło, a raczej rozbite serce.
- Zważywszy na twoją reakcję,
przypuszczam, że wcale nie były.
Posłała
mi słaby uśmiech.
- Kochałam go. I prawdopodobnie
zawsze będę. Ale to już skończone.
Skinęłam
głową, a dziewczyna mówiła dalej.
- Postanowiłam ruszyć dalej. I
Maks jest naprawdę wspaniały. A Colton… Byłam po prostu tak do niego
przywiązana, że nie wiedziałam jaką osobą jestem bez niego…I nie wiem czy
tęsknię za nim, czy za wspomnieniami z nim związanymi. Ale za każdym razem jak
o nim myślę, czy kiedy go widzę…Nie wiem co czuję.
Holland
wydawała się być zagubiona i nie było na tym świecie nikogo, kto mógłby ją
zrozumieć lepiej niż ja. Wydawało mi się jakby mówiła o mnie i o Ryanie. Bo czy
naprawdę to mogła być miłość, skoro tak łatwo sobie ją odpuściłam? Czy te
uczucia, które mnie dopadały kiedy o nim myślałam były miłością, czy zwykłym
przywiązaniem?
Crystal
przytuliła Holland, a ja stałam jak sparaliżowana, pochłonięta własnymi
myślami. W końcu jednak podeszłam do dziewczyn i oparłam się policzkiem o ramię
Reed. Chwyciły mnie za dłonie i przez chwilę stałyśmy w tej pozycji.
Rozumiałyśmy
się. Nie musiałam im nic mówić, ale wiedziałam, że one znają mój cień. Każda z
nas miała jakąś historię za sobą.
- O mój boże! – westchnęła
Crystal, przewracając oczami. – Spójrzcie na nas! Jesteśmy fantastycznymi,
pięknymi, inteligentnymi i utalentowanymi laskami, w najwspanialszym i
najbardziej magicznym mieście na świecie, a my siedzimy w brudnej łazience, w
brudnym barze i wypłakujemy sobie oczy przez jakichś dupków z przeszłości!
To
była cała Crystal. Ale tym razem trafiła w sedno. Uśmiechnęłyśmy się do siebie.
- Hej, Henry! – zawołała brunetka
do barmana, po wyjściu z toalety. – Pogłośnij!
Z
radia leciała jakaś skoczna, wesoła piosenka, której nie znałam. Holland
złapała mnie za rękę i obróciła a potem pociągnęła na środek baru. Tańczyłyśmy,
zwracając na siebie uwagę wszystkich klientów, którzy kilka minut później
powoli zaczęli do nas dołączać. Śpiewałyśmy na całe gardło, jakby próbując
wyrzucić z siebie to wszystko czego nie byłyśmy w stanie powiedzieć. Max objął
Holland od tyłu, a Posey pojawił się znikąd obok mnie. Obróciłam się w stronę
naszego stolika, przy którym siedział Daniel z Dylanem. Ten pierwszy z zachwytem
w oczach obserwował każdy ruch Crystal, a drugi…z uśmiechem wpatrywał się
prosto we mnie. Odwzajemniłam uśmiech i przywołałam go dłonią, ale on tylko
pokręcił głową i upił łyk piwa. Obserwowałam jak przysiadała się do niego jakaś
długonoga dziewczyna i zaczęli rozmawiać.
Crystal
chwyciła mnie do baru i zamówiła kolejkę. Stuknęłyśmy się kieliszkami i na trzy
cztery wypiłyśmy ich zawartość.
- Po co nam faceci, kiedy mamy
przed sobą cały świat? – zawołała dziewczyna próbując przekrzyczeć muzykę. Zerknęłam
w stronę Dylana, którego już nie było przy stoliku. Zapewne zniknął ze swoją
nową znajomą.
- Jeszcze raz to samo? –
zawołałam do Crystal, a ona energicznie pokiwała głową.
Czas
się zabawić.
***
Jest dwójka!
Miałam ją już napisaną od jakiegoś czasu, a że nie lubię, jak mi coś zalega na dysku no to...proszę :)
Niestety za kolejnym trzeba będzie trochę poczekać, bo zbliża się grudzień, a wraz z nim koniec semestru i trzeba się wziąć do nauki.
Miłego tygodnia!
#ATWff
Płacze z tego pomysłu z bieganiem, hahahha ;D Zabiłabym chyba kogoś..
OdpowiedzUsuńAww, Jade będzie miała zespół ale super!
Podoba mi się to że rozdziały są dłuugie :) Czekam z niecierpliwością na kolejny!
Caro x
Jejcia to jest MEGA
OdpowiedzUsuńNie moge sie doczekac kolejnego rozdzialu xx
Genialny pomysl 😂
Jejciu tak szybko drugi rozdział <3
OdpowiedzUsuńPomysł z nawiedzoną współlokatorką - genialny. Ja na ich miejscu zabiła bym Jade i wyrzuciła przez okno. I jeszcze Dylan - Siki w moim bucie też były sztuczne? hahaha boże kocham cię i życze weny
Jula z http://distress-and-fear.blogspot.com/
Po pierwsze - Chrissy <3
OdpowiedzUsuńPo drugie - Dylan <3
Po trzecie - cała obsada TW <3
Po czwarte - szukałam dobrze napisanego fanfika na temat, który by mnie zainteresował. I nareszcie znalazłam! Uwielbiam Cię za ten rozdział, bo płakałam ze śmiechu :D
Pozdrawiam i czekam z niecierpliwością na 3 rozdział!
Swietny styl pisania, długie rozdziały, pewny siebie Dylan i jeszcze ten zespoł. To ten prawdziwy o ile się nie mylę?
OdpowiedzUsuńCudownie się zapowiada, kocham!<3
blindlovefanfiction.blogspot.com :)
Styl pisania, pomysły, wena po prostu ZNIEWALAJĄCE!!!!
OdpowiedzUsuńPrzyjaciółka mi to poleciła, po prostu zakochałam się w tym w takim stopniu, że ciągle o tym myślę, zastanawiam się co będzie dalej, po prostu tym żyje, dawno mnie coś AŻ TAK nie wciągnęło!! <33
Czekam na dalszy ciąg, aż się doczekać nie mogę ;))
....
ale się naśmiałam ;D
OdpowiedzUsuńświetny rozdział
kiedy będzie następny? bo już się doczekać nie mogę ;)
Jeju to jest genialne *.* Wszystkie dotychczasowe części :3 Zboczony Dylan - najlepsze co może być XD Czekaaaam na kolejną część 💜
OdpowiedzUsuńNajlepsze. Fanfiction. Na. Całym. Świecie.
OdpowiedzUsuńBoski Dylan <3
I to zboczony!
Cudo *o*
Super piszesz!
Jade jest po prostu super!
No i Dylan (znowu)
Ach <3
No, nic.
Pozostaje mi jedynie czekać na następny i chamsko zaprosić do siebie:
http://zimno-zimno.blogspot.com/ Rozdział Dwudziesty :)))
Niebieskiego jedzenia, kostek cukru, mleka i mango <3
Ścielę się,
Annika Stark
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńTo było zajebiste! Aż prawie ryczałam ,że to już koniec rozdziału ! :D
OdpowiedzUsuńNiesamowicie wciągające opowiadanie , nie mogłam się oderwać ;)
Bardzo zabawne było to jak próbowała ich wrobić :D
Nie sądziłam ,że Dylan może być jeszcze bardziej seksowny ,ale ty pokazałaś ,że jednak może ! ;)
Dziewczyno jesteś genialna ! :D
Błagam pisz dalej ! ;)
Zapraszam na mojego bloga :) :
http://magicworld-myworld.blogspot.com/
GENIALNE!!! Nie da się tego inaczej opisać ❤❤❤
OdpowiedzUsuńJeju, uwielbiam twojego bloga :3 Dobra lecę dalej, rozpiszę się na końcu XDD
OdpowiedzUsuń*Taka chamska reklama ;__;* http://dracoikatnissmiloscwkapitolu.blogspot.com/ Serdecznie zapraszam wszystkich, którzy to przeczytają ♥
Jejku cudownie piszesz ! Podoba mi się, że są straaaaaasznie długie rozdziały jakich mało u innych :)
OdpowiedzUsuńInteresuje mnie co będzie między Dylanem a Jade ! :* Idę czytać dalej :*
Muszę przyznać, że na moment wystraszyłem się, gdy tytułową bohaterkę mieli "wyrzucić".
OdpowiedzUsuńKocham. Zakochałem się w Twoim opowiadaniu.
Co tu dużo pisać po prostu lovvv <3 <3 <3
OdpowiedzUsuń