niedziela, 16 listopada 2014

02. "Było w nim to coś"

            Przez całe życie dawałam sobie wchodzić na głowę. Rodzicom, przyjaciółkom, Ryanowi. Robiłam wszystko co chcieli, aby ich zadowolić i nie rozczarować. Chciałam, żeby byli szczęśliwi.
            Ale teraz ich tu nie było. Miałam szanse stać się nową osobą, która twardo stąpa po ziemi, słusznie jej się należącej. Która nie spełnia wszystkich oczekiwań dookoła, ale jest wierna tylko i wyłącznie sobie.
            Dlatego nie zamierzałam dopuścić do tego by Dylan O’Brien odczuwał  nade mną wyższość.
            Budzik w telefonie zadzwonił o piątej rano, a ja z jękiem przewróciłam się na drugi bok. Wymacałam przedmiot pod poduszką i na oślep wyłączyłam. Starannie zaplanowałam cały dzisiejszy dzień i już nie mogłam doczekać się miny moich nowych współlokatorów.
            Oczywiście głównie chodziło mi o zaskoczenie O’Briena, ale inni mieli dostać rykoszetem. Nie mogłam ich wtajemniczyć, a tak było z resztą o wiele zabawniej. Przecierając zmęczone oczy, mentalnie nadal w łóżku, przebrałam się w sportowy strój, a włosy związałam w luźnego kucyka. Na palcach zakradłam się pod pokój Dylana i wzięłam kilka głębokich oddechów, aby opanować nagłą wesołość, po czym z hukiem otworzyłam drzwi.
- Dzień dobry! Widziałeś jaka piękna pogoda? Idealna na poranny jogging! – zaświergotałam słodko, lekko podniesionym tonem. Chłopak otworzył jedno oko.
- Co do kurwy?
- Nie możesz spędzić takiego dnia w łóżku! – szarpnęłam jego kołdrą i O MÓJ BOŻE, był bez koszulki. Niemal zapomniałam o tym co chciałam powiedzieć, ale jego zirytowane spojrzenie przywróciło mnie do rzeczywistości. – Idę pobiegać. Po prostu MUSISZ iść ze mną!
- Czy ciebie coś boli? – skrzywił się chłopak, kiedy podniosłam żaluzję i odsłoniłam piękny widok na miasto, jednocześnie wpuszczając do pomieszczenia trochę słonecznego światła.
- Ruch fizyczny jest BARDZO ważny! Dosłownie nie wyobrażam sobie bez niego życia! Jestem cudownie aktywną osobą. Codziennie o świcie i wieczorem biegam i uwielbiam zachęcać do tego moich przyjaciół! – oczywiście był to stek bzdur. Nie znosiłam biegać, uwielbiałam spać do południa, a mój idealny wieczór spędzałam oglądając film lub obściskując się z Ryanem. Ale Dylan o tym nie wiedział i teraz wpatrywał się we mnie z irytacją i niezrozumieniem. Cóż, to był dopiero początek.
            Chwyciłam go za rękę i pociągnęłam mocno, próbując wyciągnąć go z łóżka.
- No dalej! Zobaczysz będzie fajnie! Dotlenisz się, poprawi ci się krążenie krwi i staniesz się szczęśliwszy!
            Chłopak obrócił się, nie puszczając jednak mojej dłoni, przez co wylądowałam obok niego.
- Wierz mi, nigdy rano nie mam problemów z krążeniem krwi – uśmiechnął się lekko i poruszył sugestywnie brwiami. Zorientowałam się natychmiast o czym mówił i zaczerwieniłam się, ale moje spojrzenie mimowolnie powędrowało w kierunku jego szarych spodni od piżamy i wyraźnego wybrzuszenia w kroku.
            Uh.
- I jeśli bardzo chcesz mnie uszczęśliwić to nawet wiem jak to…
- Skończ być takim zboczeńcem – szturchnęłam go w ramię, krzywiąc się. – Wstawaj, idziemy biegać. Nie dam ci spokoju.
            Dylan schował twarz w poduszkę i jęknął coś w niezrozumiałym języku. Uśmiechnęłam się z satysfakcją.
- Yyy…Jade? – odwróciłam głowę w stronę drzwi, w których stał Tyler, lekko zaspany, widocznie zdziwiony moim pobytem w pokoju jego przyjaciela. – Oh…um…- wydawał się być speszony i natychmiast zrozumiałam co sobie pomyślał. – Chyba powinniśmy ustalić jakieś zasady…
- Jezu, Posey, nie! – przewróciłam oczami. – Próbuję namówić Dylana na jogging.
            Oczy Tylera zrobiły się jeszcze większe.
- Dylan i bieganie? Chyba na trasie kanapa-lodówka…
- Na trasie kilku przecznic – uśmiechnęłam się. – Ty też powinieneś pójść z nami! I Crystal! I Daniel! Musicie zadbać o swoje zdrowie! Musicie zawalczyć o samych siebie, swoją przyszłość…- rozkręcałam się coraz bardziej i prawdopodobnie właśnie przez moje gadanie, którego mieli dość już po pięciu minutach, udało mi się wyciągnąć ich z domu. Szczerze mówiąc, nie liczyłam na to. Ale  po piętnastu minutach biegliśmy ulicą, przyciągając spojrzenia zaciekawionych przechodniów.
            Na samym przedzie biegłam ja, rozentuzjazmowana i dopingująca resztę, rzucając frazesami o zdrowym trybie życia, w myślach zastanawiając się do którego z fast foodów pójdę na lunch. Za mną biegł Daniel, w bardzo dobrej formie, a kawałek za nim Reed, narzekając na cały świat. Dylan i Posey zostali kilka metrów z tyłu. Nie to, żeby mieli słabą kondycję. Byli po prostu zbyt zszokowani, zbyt zirytowani i zbyt na mnie wściekli.
- Po raz pierwszy jestem na nogach o szóstej rano – jęknął O’Brien. – Świat w ogóle istnieje o tej godzinie? To się nazywa wschód słońca, tak?
            Przewróciłam oczami. Jak dziecko. Ale z drugiej strony…ja też zachowywałam się niedojrzale. Cóż, jeszcze przyjdzie czas na powagę i dorosłość.
            Przegoniłam ich po kilku przecznicach, aż w końcu zlitowałam się i pozwoliłam wrócić do mieszkania. Sama nie znosiłam biegać i nieczęsto to robiłam, chyba, że musiałam, ale dzięki treningom cheerliderek miałam dobrą kondycję.
- Umieram z głodu – jęknął Posey otwierając lodówkę. – Marzę o bekonie.
            Uśmiechnęłam się. Czas zacząć drugą fazę planu.
- Bekon?! Bekon?! Czy ty wiesz z czego się robi bekon?! Z mięsa! A mięso? Z biednych zwierząt! Jak możesz mordować te niewinne stworzenia, tylko dlatego, że masz ochotę na ich tłusty kawałek! Nie masz serca?!
            Wszyscy moi współlokatorzy wpatrywali się we mnie ze zdziwieniem i przerażeniem, a ja z trudem powstrzymywałam śmiech.
- O nie! Nie pozwolę wam na zostanie mordercami! Od dzisiaj wszyscy jemy zdrowo i bez zabijania. Jest tyle fantastycznych wegetariańskich przepisów…
            Widziałam jak wymieniają spojrzenia. Daniel był zmieszany, Crystal zdziwiona, Posey wyglądał na zirytowanego, a Dylan…w zabawny sposób zmrużył jedno oko i prawdopodobnie planował w myślach moje morderstwo. Przy śniadaniu cały czas opowiadałam o głupotach i widziałam, że mieli mnie dość. Z widoczną radością wymówili się zajęciami i zniknęli w swoich pokojach, by się do nich przygotować.
            Przyznam szczerze, że ja też ucieszyłam się kiedy już znalazłam się na uczelni. Mogłam w końcu przestać udawać nawiedzoną współlokatorkę i odetchnąć z ulgą. Zaczynałam od zajęć z wokalu, co dodatkowo spotęgowało mój dobry humor. Lubiłam występować na scenie i odgrywać scenki, ale to śpiew był moją życiową miłością. Kochałam emocje, jakie mogłam przekazać dzięki muzyce. Dźwięki miały dla mnie o wiele większe znaczenie i wyraz niż słowa.
            Zajęcia odbywały się w Okrągłej Sali, aka najwspanialszym pomieszczeniu w całej Akademii, posiadającym nieziemską akustykę. Kiedy weszliśmy, cała grupa, w tym również ja, zaniemówiła na widok jej piękna. Usiedliśmy na krzesłach, nadal nie mogąc się napatrzeć i dopiero kiedy nauczycielka odchrząknęła, zwróciliśmy się w jej stronę.
- Witam wszystkich studentów – uśmiechnęła się ciepło. Dźwięk rozchodził się tak perfekcyjnie, że nie potrzebowała żadnego mikrofonu, by było ją doskonale słychać. – Nazywam się Melissa Ponzio i będę prowadzić zajęcia z interpretacji tekstu.
            Wydawała się być sympatyczna. Miała w sobie coś z mamy, która wspiera swoje dzieci i piecze dla nich ciasteczka.
- Chciałabym usłyszeć dzisiaj nad czym będę pracować. Dlatego dam wam teraz pięć minut, abyście wybrali ważną dla was piosenkę, którą następnie przedstawicie a capella. Chciałabym, żebyście pokazali emocje, które w was wywołuje.
            Wydało mi się to śmiesznie prostym zadaniem, ale natychmiast zmieniłam zdanie, gdy poczułam pustkę w głowie. Co mogłabym zaśpiewać? Coś co kojarzy mi się z Ryanem? Z przyjaciółkami? Z domem? Nie. Uciekłam stamtąd bo nie byłam szczęśliwa. To nie było moje miejsce na ziemi, nie tęskniłam za tym co zostawiłam.
- Kto zacznie? – Melissa odezwała się idealnie po pięciu minutach. Wszyscy zamilkli, wbijając w nią spojrzenia. – No dalej. Nie mamy całego dnia, a nikogo to nie ominie!
- Może nasza Gwiazda? – usłyszałam słodki, dziewczęcy głos. Kilka osób zaśmiało się cicho pod nosem, a ja cała spięłam. Odwróciłam się do tyłu, ale nie byłam w stanie poznać tej suki, która to powiedziała.
- No proszę. Mamy tutaj Gwiazdę? – Melissa uniosła jedną brew do góry. – W takim razie zapraszam.
            Zamierzałam zapaść się pod ziemię. Zacisnęłam dłonie w pięści, a paznokcie boleśnie wbiły mi się w skórę. Dam radę.
            Stanęłam przed grupą, która wbiła we mnie szydercze spojrzenia. Zamknęłam oczy i wzięłam głęboki wdech.
- Co zaśpiewasz? – Melissa położyła mi rękę na ramieniu, w uspokajającym geście.
            Od pierwszych dźwięków poczułam się pewnie. Ta piosenka przekazywała dokładnie to co chciałam, wyrażała emocje, których ja nie potrafiłam. Całe moje zagubienie, moją chęć zmiany, moją ucieczkę.
- I’ll always keep you with me – w tym momencie zobaczyłam przed oczami twarz Ryana. Tego samego, w którym tak bardzo kiedyś się kochałam, a którego tak łatwo zostawiłam w tyle. – You’ll be always on my mind, but there’s shining in the shadows, I’ll never know unless I try.
            Poczułam jak do moich oczu napływają łzy, więc zacisnęłam je mocno i nie otworzyłam aż do końca piosenki. Kiedy zaśpiewałam ostatni dźwięk, z wahaniem uchyliłam powieki. Melissa uśmiechnęła się delikatnie i skinęła głową z zadowoleniem, ale spojrzenia grupy były nieprzyjemne. Tylko jeden chłopak, siedzący w ostatnim rzędzie wstał i zaczął klaskać, zwracając na siebie uwagę wszystkich.
            Posłałam mu zmieszane spojrzenie, ale uśmiechnęłam się. Wolałam taką reakcję od pogardliwych prychnięć i szeptów za moimi plecami. Wiedziałam, że liczyli na moje potknięcie.
            Przez najbliższe czterdzieści pięć minut wysłuchałam składanki najbanalniejszych utworów, jakie można było wybrać. Zaczynając od „I will always love you” Whitney Huston, przez „Someone like you” Adele, kończąc na „Wrecking Ball” Miley Cyrus. Z ulgą przyjęłam wiadomość o końcu zajęć i wyszłam z sali.
- Hej, Gwiazdo! – usłyszałam za plecami. Gwałtownie się odwróciłam.
- Jestem Jade, zrozumiano? Jade! – warknęłam i natychmiast zrobiło mi się głupio, bo za mną stał chłopak, który klaskał po moim występie. – Och, przepraszam…
- To ja przepraszam, nie wiedziałem, że nie lubisz tego przezwiska…
- Och, uwielbiam pseudonim, przez który wszyscy mnie nienawidzą – przewróciłam oczami.
- Jestem Adam – wyciągnął dłoń, którą uścisnęłam. – Adam Berkley.
- Jade Gardner.
            Mimo swojego stylu „niegrzecznego chłopca”, wydawał się sympatyczny. Miał przydługie, ciemne włosy i przystojne rysy twarzy, no i jako pierwszy w ogóle się do mnie odezwał.
- Naprawdę rewelacyjnie śpiewasz. I powiem prosto z mostu, mam dla ciebie propozycję.
            Zaciekawiona, uniosłam do góry jedną brew.
- Propozycję?
- Masz może jakieś plany na lunch? – zapytał. Zmrużyłam oczy i przyjrzałam mu się dokładnie, zastanawiając się czy mówi na serio, czy chce mnie po prostu poderwać. Ale miałam do wyboru albo jego, albo samotny lunch, schowana przed moimi lokatorami.
- Właściwie to nie…- wzruszyłam ramionami.
- Jestem umówiony ze znajomymi w Subwayu niedaleko szkoły. Masz ochotę?
            Kiwnęłam głową.

- Josh! – zawołał Adam, a siedzący po drugiej stronie pomieszczenia chłopak do niego pomachał. – Moi przyjaciele tam siedzą, przedstawię cię.
            Adam był zabawnym, pewnym siebie chłopakiem, który jednak nie chciał mi zdradzić co za propozycję pragnie mi złożyć. Dowiedziałam się za to, że pochodzi z Waszyngtonu, gra na perkusji, i że bierze mnie na lunch ze swoim kumplem z akademika i jego dziewczyną.
- Hej, wam – uśmiechnął się, podchodząc do stolika. - To jest Jade – wskazał na mnie.
            Chłopak przy stoliku był uroczy. Nie mogę powiedzieć czy przystojny czy nie, ale po prostu przesłodki. Uśmiechnął się wesoło i podał mi rękę, a ja zobaczyłam go w otoczeniu tęczy, elfów i jednorożców, niczym w kreskówce. Był jak szczeniaczek! Jego dziewczyna za to była strasznie chuda i wiotka. Miała duże, strasznie poważne brązowe oczy i mimowolnie zastanowiłam się jak oni mogą być parą.
- Hej, miło cię poznać. Joshua McClain – odsunął dla mnie krzesło. – Siadaj.
- Dzięki – posłałam mu zaskoczone spojrzenie i usiadłam na przygotowanym miejscu.
- Adam, skarbie, jak idziesz zamawiać, przynieś mi trochę sody…A tak w ogóle to jestem Jamie Cote – dziewczyna skinęła mi głową, a Josh objął ją ramieniem. – Studiujesz na NYADA, tak?
- Zgadza się, wokal i aktorstwo. Zakładam, że wy też?
- Ja taniec. A Josh jest najlepszym gitarzystą na całej pieprzonej uczelni. Jeśli nie w całym cholernym mieście – Jamie uśmiechnęła się z czułością do swojego chłopaka, który zarumienił się i przewrócił oczami.
            Byli jak ogień i woda. Ona wydawała się być ostrą dziewczyną i bardziej pasowałaby mi do Adama niż Josha. Ale może w tym właśnie tkwił sekret?
- Więc…- wrócił Adam i postawił na stole tacę z dwoma kanapkami i trzema sodami. – Zaprosiłem cię nie bez powodu.
- No tak…Masz interes – upiłam łyk napoju, wbijając w niego uważne spojrzenie. 
- Dokładnie. Chodzi o to, że ja i Josh chcielibyśmy założyć zespół. A ty po prostu musisz zostać naszą wokalistką.
            Zakrztusiłam się sodą i przez najbliższą minutę próbowałam złapać oddech. Josh poklepał mnie delikatnie po plecach, ale przeszło mi dopiero po porządnym uderzeniu Jamie.
- Dzięki – wychrypiałam i odwróciłam się do Adama. – Słucham?
- Jesteś świetna, masz naprawdę niesamowity głos…Wierzcie mi – zwrócił się do Jamie i Josha. – W jej głosie jest coś magicznego i razem możemy…
- Poczekaj, poczekaj – przerwałam mu gwałtownie. – Zwolnij.
            Chłopak przewrócił oczami.
- Ty. Ja. Josh. Wokal. Gitara. Perka. Nic więcej. Muzyka w najczystszej postaci – powiedział i wgryzł się w swoją kanapkę. Wpatrywałam się w niego, a on jakby nigdy nic przeżuwał swój posiłek, zupełnie jakby wyczerpał temat.
- Tak po prostu? – mruknęłam. – Dołącz do zespołu, okej, i już?
- A co byś chciała? Mamy spisać kontrakt? Umowę? Spokojnie na to jeszcze przyjdzie czas.
            Odwróciłam się w stronę Josha.
- Co ty na to?
- Skoro Adam uważa, że jesteś dobra, to zapewne jesteś – wzruszył ramionami.
- Ale…gdzie będziemy mieli próby? Co będziemy śpiewać? Co z występami? Będziemy występować? – nie rozumiałam ich świata. Dla nich to było takie proste…za proste. Przecież Adam raptem przed godziną usłyszał jak śpiewam. Jak w ciągu sześćdziesięciu minut przeszliśmy od „miło cię poznać” do „zawojujmy razem świat i zróbmy coś wspaniałego”?
- Może po prostu zróbcie próbę i zobaczycie jak się wam będzie współpracowało? – rzuciła Jamie, nie podnosząc nawet wzroku znad telefonu, którym się bawiła.
- No i świetnie – zgodził się z nią Adam i uśmiechnął do mnie. – Zgadamy się co do terminu, nie?
- Przecież ja się jeszcze nie zgodziłam! – zawołałam, a kilku klientów siedzących niedaleko naszego stolika posłało mi zaciekawione spojrzenia.
- Słyszałem jak śpiewasz – Berkley spoważniał i spojrzał mi prosto w oczy. – Widziałem cię na scenie. Kochasz to robić. I razem możemy stworzyć coś niesamowitego. Możemy zmienić świat. Jak Beatlesi albo Gunsi albo Nirvana.
- Albo Justin Bieber – uśmiechnęła się złośliwie Jamie, a chłopak szturchnął ją w ramię. – Ała? Posłuchaj…- odwróciła się w moją stronę. – Ci kolesie naprawdę znają się na rzeczy i wiedzą czego chcą. Kochają muzykę bardziej niż cokolwiek innego i to powinno cię przekonać. Serio, idź w to. A teraz muszę się z wami pożegnać, bo za pół godziny zaczynam dyżur w schronisku i…
            W tym momencie w mojej głowie pojawił się plan.
- Pracujesz w schronisku? – przerwałam gwałtownie dziewczynie, a ta skinęła głową. Przygryzłam wargę i zmarszczyłam czoło. W sumie…co mi szkodzi? – Zróbmy tak. Przyjdę na próbę i zobaczymy co uda nam się stworzyć, pod jednym warunkiem – wbili we mnie zaciekawione spojrzenia, a ja uśmiechnęłam się diabolicznie i wbiłam wzrok w Jamie. – Pomożesz mi.

            - Dostaną zawału – mruknęła dziewczyna, kiedy pomogła mi wnieść dwa psy i trzy koty do mieszkania. – Jesteś złą, złą osobą.
- Przyjmę to jako komplement – uśmiechnęłam się. – Chcesz coś do picia?
            Podałam jej piwo i zerknęłam na zegarek.
- Z tego co pamiętam, powinni być w domu za jakieś piętnaście minut. Masz ochotę popatrzeć na show, czy…?
- Myślę, że dam im cię zabić w spokoju – zaśmiała się. – Zwierzęta pewnie jeszcze jakoś przejdą, ale gdy Dylan zobaczy swoje buty…
            Przez chwilę porozmawiałyśmy na zwykłe tematy, a po kilku minutach wyszła, pozostawiając mnie samą ze sforą pożyczonych zwierząt. Przebrałam się w luźne, sportowe ubrania i pozapalałam kadzidełka w całym mieszkaniu, kończąc na sekundę przed przyjściem moich lokatorów.
- Co to kurwa jest? – mruknął Daniel, wpatrując się w psy, które podbiegły go obwąchać. Z ręki Poseya wypadła torba i uderzyła o podłogę.
- O, cześć! – niemal parsknęłam śmiechem na widok ich min. – Te biedne zwierzątka tułały się samotne po ulicy! Nie mogłam ich tak zostawić!
- Yyyy…O…One…Nie mogą zostać – zmarszczył brwi Tyler. – To wbrew przepisom budynku.
- Nie możesz ich wyrzucić! Nie mają gdzie pójść! – zawołałam, chwytając go za ramię. – To tylko pięć, małych zwierzątek…- wydęłam dolną wargę. – Jak możesz być tak nieczuły?
            Chwyciłam leżącego na kanapie kota i poszłam do swojego pokoju, trzaskając drzwiami. Natychmiast przyłożyłam do nich ucho.
- Te zwierzęta muszą stąd zniknąć. A ona najlepiej razem z nimi. – usłyszałam głos Poseya. – Nie wiem co się stało, była w porządku.
- Znasz ją dwa dni, nie wiesz jaka jest. I jeśli jest taka, to kurwa przysięgam, że…
- Co do cholery?!
            Przygryzłam policzek, żeby nie wybuchnąć śmiechem, na dźwięk głosu Dylana. Poczekali na Crystal i zniknęli w pokoju Poseya, prawdopodobnie rozmawiając o mnie. Odczekałam kilka minut, aż w końcu chwyciłam średniej wielkości, drewniany krzyż, kupiony wspólnie z Jamie za dwa dolary w sklepie z pamiątkami i postanowiłam wprowadzić kolejną część planu. Zapukałam, a po drugiej stronie zapadła cisza.
- Tak? – w głosie Crystal słyszalne było zawahanie. Wzięłam kilka głębokich, uspokajających oddechów i otworzyłam drzwi.
- Chciałam się tylko dowiedzieć, czy któreś z was nie chciałby się ze mną pomodlić? – zapytałam cichym, słodkim głosem. Wbili we mnie zszokowane spojrzenia, zupełnie jakby zobaczyli ducha. – Wydaje mi się, że przydałoby wam się takie oczyszczenie. Zwłaszcza tobie, Daniel – zwróciłam się do chłopaka. – Popełniłeś wczoraj ciężki grzech cudzołóstwa. Ale spokojnie, Pan jest wielki i wybacza wszystkim.
            Miałam jeszcze kilka pomysłów na wytrącenie ich z równowagi, które mogłyby dopełnić mój wizerunek nawiedzonej lokatorki, ale w tym momencie nie wytrzymałam. Na widok ich zszokowanych, pełnych niezrozumienia i strachu twarzy wybuchłam głośnym śmiechem.
- Nie…już nie mogę – jęknęłam, a oni wymienili spojrzenia. – Gdybyście widzieli swoje miny! Bezcenne!
- O co chodzi? – zmarszczył brwi Dylan, a ja szeroko się do niego uśmiechnęłam.
- O to, że daliście się nabrać jak dzieci! – prychnęłam. – Nienawidzę biegać, kocham mięso, a zwierzęta są pożyczone.
            Powoli obserwowałam jak trybiki w ich głowach zaczynają pracować i łączyć moją wypowiedź z faktami.
- Więc to wszystko było udawane? – mruknęła Crystal, a ja skinęłam głową.
- Od początku do końca. Możecie uznać to za małe otrzęsiny – mrugnęłam do nich.
- Siki w moim bucie też były sztuczne? – zapytał Dylan. Skrzywiłam się lekko.
- Nie…niestety.
- Ale dlaczego to zrobiłaś? – Tyler przewrócił oczami. – Nieomal nie wyrzuciłem cię z mieszkania.
- Wybaczcie – wzruszyłam ramionami. – Po prostu uznałam, że to będzie zabawne. I było. Bardzo.
- Chyba dla ciebie! – burknął Daniel, krzyżując ręce na piersi. Na kilka sekund zapanowała cisza i zaczęłam się martwić, że naprawdę nie zrozumieli żartu. Ale potem Crystal zaczęła się śmiać. Szybko dołączył do niej Posey, a potem Daniel. Dylan, widocznie z największą urazą z powodu butów, z początku patrzył na nas jak na ciężko chorych, ale po chwili i on nie wytrzymał.
- Tylko nigdy więcej tak nie rób…Błagam – jęknęła Crystal, a ja skinęłam głową. Żart się udał, moi lokatorzy mnie nie znienawidzili i poczułam się naprawdę, naprawdę szczęśliwa. Niezależna. Wolna.
            Cause they say home is where your heart is set in stone…

            - Oczywiście, że się zorientowałem.
- Wcale, że nie.
- To było oczywiste.
- Daj spokój, O’Brien. Dałeś się nabrać jak dziecko.
            Taka dyskusja toczyła się od momentu wyjścia z domu. Dylan próbował mnie usilnie przekonać, że wiedział o całym spisku.
- Nie jesteś taka sprytna. Zrozumiałem o co chodzi od razu, ale nie chciałem psuć ci zabawy.
            Przewróciłam oczami.
- Proszę cię, byłeś najbardziej wściekły z nich wszystkich.
- Jestem dobrym aktorem.
            Westchnęłam z irytacją. Chłopak nie potrafił się przyznać do porażki. Im bardziej go poznawałam tym bardziej dostrzegałam jak trudny ma charakter. Zerknęłam na niego kątem oka. Nie był najwyższym chłopakiem jakiego znałam. Miał około metra osiemdziesięciu, może nawet mniej, ale ja i tak był sporo ode mnie wyższy. Naprawdę dobrze wyglądał w skórzanej kurtce i rozczochranych włosach. Nocą, jego oczy wydawały się jeszcze ciemniejsze. Było w nim „to coś”.
            Ale we mnie też coś było. We mnie nadal tkwił Ryan, którego nie mogłam tak po prostu wyrzucić z pamięci. Spędziłam z nim pięć lat! To jedna czwarta mojego życia!
            Weszliśmy do baru „Manhattan”, którego nazwa była dość ciekawa, zważywszy, że znajdował się na Brooklynie. Wnętrze było przyjemne, ciepłe i pachniało w nim alkoholem i papierosami. Zwykły bar.
- Nasza miejscówa – uśmiechnęła się do mnie Crystal. – W „Przyjaciołach” zawsze chodzili kawiarni…cóż, my przychodzimy tutaj.
- Jacy ludzie, takie miejsce – mrugnął do mnie Daniel i pomachał komuś po drugiej stronie pomieszczenia. – Są już.
            Zauważyłam rudą burzę włosów Holland i przystojnego chłopaka siedzącego obok niej i obejmującego ją ramieniem.
- Max, Jade. Jade, Max. Mój chłopak.
            Przez najbliższe kilka minut zrozumiałam, że Max Carver jest naprawdę zabawnym, sympatycznym chłopakiem, i że strasznie zależy mu na Rudej. Zauważyłam także, że zupełnie przez przypadek, znalazłam się w towarzystwie naprawdę fajnych ludzi, którzy bez żadnego problemu przyjęli mnie jak swoją. Taka magia działa tylko w Nowym Jorku.
- Holland – Crystal nachyliła się do przyjaciółki i szepnęła jej coś na ucho. Obie odwróciły się w kierunku drzwi, a ja zauważyłam jak Roden nagle blednieje. Zerknęłam w tą samą stronę co one i zauważyłam umięśnionego, wysokiego i BARDZO przystojnego chłopaka w sportowej bluzie, podchodzącego do baru.
- Idziemy do łazienki – zakomunikowała chłopakom Crystal i wstała. Oni nawet nie zwrócili na nią uwagi zaaferowani dyskusją o ostatniej grze Metsów. Brunetka chwyciła Holland za ramię i pociągnęła ją w kierunku toalet. Moim jedynym wyjściem było pójście za nimi.
            Rudowłosa zaciskała dłonie na brzegu umywalki, a Crystal stała obok niej i uspokajającymi ruchami, głaskała ją po plecach.
- Po chuja tu przyszedł? – warknęła Holland, dając mi do zrozumienia, że nie przepada za chłopakiem przy barze.
- Kto to jest? – zapytałam cicho, zwracając na siebie ich uwagę.
- To…- Crystal z niepokojem zerknęła na Holland, bojąc się jej reakcji na swoje słowa. Ten-Którego-Imienia-Nie-Wolno-Wymawiać? – Colton Haynes.
- Mój były – głos rudowłosej był ostry jak rozbite szkło, a raczej rozbite serce.
- Zważywszy na twoją reakcję, przypuszczam, że wcale nie były.
            Posłała mi słaby uśmiech.
- Kochałam go. I prawdopodobnie zawsze będę. Ale to już skończone.
            Skinęłam głową, a dziewczyna mówiła dalej.
- Postanowiłam ruszyć dalej. I Maks jest naprawdę wspaniały. A Colton… Byłam po prostu tak do niego przywiązana, że nie wiedziałam jaką osobą jestem bez niego…I nie wiem czy tęsknię za nim, czy za wspomnieniami z nim związanymi. Ale za każdym razem jak o nim myślę, czy kiedy go widzę…Nie wiem co czuję.
            Holland wydawała się być zagubiona i nie było na tym świecie nikogo, kto mógłby ją zrozumieć lepiej niż ja. Wydawało mi się jakby mówiła o mnie i o Ryanie. Bo czy naprawdę to mogła być miłość, skoro tak łatwo sobie ją odpuściłam? Czy te uczucia, które mnie dopadały kiedy o nim myślałam były miłością, czy zwykłym przywiązaniem?
            Crystal przytuliła Holland, a ja stałam jak sparaliżowana, pochłonięta własnymi myślami. W końcu jednak podeszłam do dziewczyn i oparłam się policzkiem o ramię Reed. Chwyciły mnie za dłonie i przez chwilę stałyśmy w tej pozycji.
            Rozumiałyśmy się. Nie musiałam im nic mówić, ale wiedziałam, że one znają mój cień. Każda z nas miała jakąś historię za sobą.
- O mój boże! – westchnęła Crystal, przewracając oczami. – Spójrzcie na nas! Jesteśmy fantastycznymi, pięknymi, inteligentnymi i utalentowanymi laskami, w najwspanialszym i najbardziej magicznym mieście na świecie, a my siedzimy w brudnej łazience, w brudnym barze i wypłakujemy sobie oczy przez jakichś dupków z przeszłości!
            To była cała Crystal. Ale tym razem trafiła w sedno. Uśmiechnęłyśmy się do siebie.
- Hej, Henry! – zawołała brunetka do barmana, po wyjściu z toalety. – Pogłośnij!
            Z radia leciała jakaś skoczna, wesoła piosenka, której nie znałam. Holland złapała mnie za rękę i obróciła a potem pociągnęła na środek baru. Tańczyłyśmy, zwracając na siebie uwagę wszystkich klientów, którzy kilka minut później powoli zaczęli do nas dołączać. Śpiewałyśmy na całe gardło, jakby próbując wyrzucić z siebie to wszystko czego nie byłyśmy w stanie powiedzieć. Max objął Holland od tyłu, a Posey pojawił się znikąd obok mnie. Obróciłam się w stronę naszego stolika, przy którym siedział Daniel z Dylanem. Ten pierwszy z zachwytem w oczach obserwował każdy ruch Crystal, a drugi…z uśmiechem wpatrywał się prosto we mnie. Odwzajemniłam uśmiech i przywołałam go dłonią, ale on tylko pokręcił głową i upił łyk piwa. Obserwowałam jak przysiadała się do niego jakaś długonoga dziewczyna i zaczęli rozmawiać.
            Crystal chwyciła mnie do baru i zamówiła kolejkę. Stuknęłyśmy się kieliszkami i na trzy cztery wypiłyśmy ich zawartość.
- Po co nam faceci, kiedy mamy przed sobą cały świat? – zawołała dziewczyna próbując przekrzyczeć muzykę. Zerknęłam w stronę Dylana, którego już nie było przy stoliku. Zapewne zniknął ze swoją nową znajomą.
- Jeszcze raz to samo? – zawołałam do Crystal, a ona energicznie pokiwała głową.

            Czas się zabawić.


***

Jest dwójka! 
Miałam ją już napisaną od jakiegoś czasu, a że nie lubię, jak mi coś zalega na dysku no to...proszę :)
Niestety za kolejnym trzeba będzie trochę poczekać, bo zbliża się grudzień, a wraz z nim koniec semestru i trzeba się wziąć do nauki. 
Miłego tygodnia!
#ATWff

16 komentarzy:

  1. Płacze z tego pomysłu z bieganiem, hahahha ;D Zabiłabym chyba kogoś..
    Aww, Jade będzie miała zespół ale super!
    Podoba mi się to że rozdziały są dłuugie :) Czekam z niecierpliwością na kolejny!
    Caro x

    OdpowiedzUsuń
  2. Jejcia to jest MEGA
    Nie moge sie doczekac kolejnego rozdzialu xx
    Genialny pomysl 😂

    OdpowiedzUsuń
  3. Jejciu tak szybko drugi rozdział <3
    Pomysł z nawiedzoną współlokatorką - genialny. Ja na ich miejscu zabiła bym Jade i wyrzuciła przez okno. I jeszcze Dylan - Siki w moim bucie też były sztuczne? hahaha boże kocham cię i życze weny
    Jula z http://distress-and-fear.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  4. Po pierwsze - Chrissy <3
    Po drugie - Dylan <3
    Po trzecie - cała obsada TW <3
    Po czwarte - szukałam dobrze napisanego fanfika na temat, który by mnie zainteresował. I nareszcie znalazłam! Uwielbiam Cię za ten rozdział, bo płakałam ze śmiechu :D
    Pozdrawiam i czekam z niecierpliwością na 3 rozdział!

    OdpowiedzUsuń
  5. Swietny styl pisania, długie rozdziały, pewny siebie Dylan i jeszcze ten zespoł. To ten prawdziwy o ile się nie mylę?
    Cudownie się zapowiada, kocham!<3
    blindlovefanfiction.blogspot.com :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Styl pisania, pomysły, wena po prostu ZNIEWALAJĄCE!!!!
    Przyjaciółka mi to poleciła, po prostu zakochałam się w tym w takim stopniu, że ciągle o tym myślę, zastanawiam się co będzie dalej, po prostu tym żyje, dawno mnie coś AŻ TAK nie wciągnęło!! <33
    Czekam na dalszy ciąg, aż się doczekać nie mogę ;))
    ....

    OdpowiedzUsuń
  7. ale się naśmiałam ;D
    świetny rozdział
    kiedy będzie następny? bo już się doczekać nie mogę ;)

    OdpowiedzUsuń
  8. Jeju to jest genialne *.* Wszystkie dotychczasowe części :3 Zboczony Dylan - najlepsze co może być XD Czekaaaam na kolejną część 💜

    OdpowiedzUsuń
  9. Najlepsze. Fanfiction. Na. Całym. Świecie.
    Boski Dylan <3
    I to zboczony!
    Cudo *o*
    Super piszesz!
    Jade jest po prostu super!
    No i Dylan (znowu)
    Ach <3
    No, nic.
    Pozostaje mi jedynie czekać na następny i chamsko zaprosić do siebie:

    http://zimno-zimno.blogspot.com/ Rozdział Dwudziesty :)))

    Niebieskiego jedzenia, kostek cukru, mleka i mango <3

    Ścielę się,
    Annika Stark

    OdpowiedzUsuń
  10. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  11. To było zajebiste! Aż prawie ryczałam ,że to już koniec rozdziału ! :D
    Niesamowicie wciągające opowiadanie , nie mogłam się oderwać ;)
    Bardzo zabawne było to jak próbowała ich wrobić :D
    Nie sądziłam ,że Dylan może być jeszcze bardziej seksowny ,ale ty pokazałaś ,że jednak może ! ;)
    Dziewczyno jesteś genialna ! :D
    Błagam pisz dalej ! ;)

    Zapraszam na mojego bloga :) :
    http://magicworld-myworld.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  12. GENIALNE!!! Nie da się tego inaczej opisać ❤❤❤

    OdpowiedzUsuń
  13. Jeju, uwielbiam twojego bloga :3 Dobra lecę dalej, rozpiszę się na końcu XDD
    *Taka chamska reklama ;__;* http://dracoikatnissmiloscwkapitolu.blogspot.com/ Serdecznie zapraszam wszystkich, którzy to przeczytają ♥

    OdpowiedzUsuń
  14. Jejku cudownie piszesz ! Podoba mi się, że są straaaaaasznie długie rozdziały jakich mało u innych :)
    Interesuje mnie co będzie między Dylanem a Jade ! :* Idę czytać dalej :*

    OdpowiedzUsuń
  15. Muszę przyznać, że na moment wystraszyłem się, gdy tytułową bohaterkę mieli "wyrzucić".
    Kocham. Zakochałem się w Twoim opowiadaniu.

    OdpowiedzUsuń
  16. Co tu dużo pisać po prostu lovvv <3 <3 <3

    OdpowiedzUsuń