środa, 12 listopada 2014

01. "Ja w sprawie mieszkania..."

            Stałam przed wysokim, zniszczonym budynkiem, na nie do końca ciekawej ulicy na Brooklynie. Z wahaniem nadusiłam przycisk przy domofonie i przygryzłam wargę w oczekiwaniu na odpowiedź. Po chwili z urządzenia wydobył się zdeformowany przez głośnik, kobiecy głos.
- O’Brien, naucz się nosić klucze, bo naprawdę…
- Ja w sprawie mieszkania – wtrąciłam szybko, a dziewczyna po drugiej stronie zamilkła.
- Mieszkania? Och, no to wejdź – rozległo się brzęczenie, które oznaczało, że można otworzyć drzwi. Pchnęłam je całym ciałem, a one zaskrzypiały złowieszczo. Ktoś zdecydowanie powinien je naoliwić.
            W budynku była winda, ale nie wyglądała zachęcająco. Pokryta sprośnymi napisami, brudna i zardzewiała, sprawiała wrażenie jakby lada moment miała spaść w dół. Nie spodziewałam się luksusów, ale to była dla mnie przesada. Zbierając się w sobie, ze sztucznym uśmiechem na ustach, raźno ruszyłam na górę schodami. Mieszkanie, które mnie interesowało, znajdowało się na trzecim piętrze i postanowiłam, że jeśli w nim zamieszkam, jednak przekonam się do windy. Codzienne pokonywanie takiego dystansu, prawdopodobnie doprowadziłoby mnie do szybkiego zgonu.
            Zapukałam w białe drzwi, które w porównaniu do całego budynku wyglądały naprawdę porządnie. Wzięłam kilka głębokich wdechów i przeczesałam włosy ręką, co robiłam zawsze kiedy się denerwowałam.
            Otworzyła mi piękna dziewczyna, o niesamowicie jasnej karnacji i kontrastujących z nią ciemnych włosach do ramion. Wyglądała na kilka lat starszą ode mnie, ale uśmiechała się uprzejmie i sympatycznie.
- No cześć, zapraszam.
            Odsunęła się, robiąc dla mnie przejście. Niepewnie, z ogromnym dystansem, przekroczyłam próg mieszkania, ale kiedy tylko weszłam głębiej, wiedziałam, że to jest miejsce dla mnie.
            Mieszkanie było jasne i przestronne. Każdy z mebli i sprzętów domowych był w innym stylu, ale taka zbieranina wyglądała naprawdę dobrze. Białe ściany pokryte były plakatami i obrazami, oprócz jednej, na której wisiał ogromny telewizor. Na środku salonu stał jaskrawozielony narożnik, na którym z pewnością mieściło się wiele osób. Wyobraziłam sobie minę mojej mamy na widok takiego wystroju i całą siłą woli musiałam powstrzymać się od parsknięcia śmiechem. Nasz dom wyglądał niczym z katalogu. Mieszkanie w którym właśnie stałam było raczej oazą artystów. Cudowne.
- Jestem Crystal Reed – głos dziewczyny przerwał moje obserwacje.
- Jade Gardner – podałam jej rękę, którą uścisnęła. Odwróciła się i podeszła do dużej lodówki, stojącej w części kuchennej.
- Chcesz coś do picia? – zapytała, szukając czegoś w jej wnętrzu.
- Sok?
- Mogę ci zaproponować piwo, albo…piwo – posłała mi przepraszające spojrzenie. – Wybacz, Daniel znowu zapomniał zrobić zakupy.
- Nie szkodzi – wzruszyłam ramionami i usiadłam na wysokim stołku przy wyspie kuchennej. – Może być piwo.
            Crystal wyciągnęła dwie butelki i jedną z nich postawiła przede mną. Nie zdążyłam jednak po nią sięgnąć, bo ją zabrała i zmarszczyła brwi.
- Ile ty w ogóle masz lat?
            Skrzywiłam się. Mogłam skłamać, ale przecież jeśli udałoby mi się tu zamieszkać, prawda i tak wyszłaby na jaw.
- Dziewiętnaście.
            Napój ponownie wylądował przede mną.
- Tylko nie mów nikomu, że cię demoralizuję – mrugnęła Crystal i upiła duży łyk prosto z butelki. – Więc…jak dowiedziałaś się, że szukamy lokatora?
- Z ogłoszenia na tablicy w NYADA.  
- Chodzisz do NYADY? – nie wiem jak to możliwe, ale uśmiech Crystal jeszcze się powiększył. – Zaczynasz pierwszy rok?
            Skinęłam głową.
- Na wydziałach aktorstwa i wokalu.
- Wszyscy jesteśmy na aktorstwie. Tyler robi jeszcze dodatkowo reżyserkę, a Daniel pisze scenariusze…- wstała i zaczęła przeszukiwać szafki. – Jak zwykle nic do jedzenia. A jak już jest to oni wszystko zjedzą. Typowi faceci – zaczęła mruczeć pod nosem, a ja nie mogłam powstrzymać uśmiechu.
- Wszyscy to znaczy kto? – zapytałam, na powrót zwracając jej uwagę.
- Och, no tak. Mieszkamy w czwórkę. Ja, Dylan, Daniel i Tyler, który zresztą wynajmuje to mieszkanie i to on zdecyduje czy wchodzisz…Och! Jest! – zwycięskim gestem wyciągnęła paczkę dietetycznych herbatników zza sterty garnków. – Albo tego nie znaleźli, albo odrzuciło ich słowo „dietetyczne”. Prawdopodobnie to drugie.
            Parsknęłam śmiechem, a po chwili Crystal do mnie dołączyła. Mówiła tak szybko i tak dużo, że nie miałam szans by wtrącić coś swojego.
- Masz świetny akcent – powiedziała dziewczyna, częstując mnie ciastkami.
- Dziękuję. Jestem z Londynu.
            Po wyrazie twarzy dziewczyny wniosłam, że zrobiło to na niej wrażenie. Chciała coś powiedzieć, ale rozległ się odgłos otwieranych drzwi i po chwili w pokoju pojawił się wysoki chłopak, o ciemnej karnacji i czarnych włosach. Przeglądał pocztę i nawet nie podniósł znad niej wzroku.
- Umieram z głodu, ale znając życie, Daniel nie zrobił zakupów…
- Tyler – odchrząknęła Crystal. – To jest Jade. Przyszła w sprawie mieszkania.
            Chłopak uniósł spojrzenie i zmierzył mnie od góry do dołu. Uśmiechnął się.
- Och, cześć.
- Cześć – prawdopodobnie się zarumieniłam.
- Tyler Posey – podszedł bliżej i podał mi rękę, którą uścisnęłam.
- Jade Gardner.
 - Też chodzi do NYADY. Jest na pierwszym roku – zaprezentowała mnie Crystal. – To wy sobie pogadajcie, a ja pójdę na zakupy, żebyśmy nie umarli z głodu. Naprawdę miło było cię poznać i mam nadzieję, że z nami zamieszkasz. Fajnie byłoby mieć jakieś wsparcie w wojnie z tymi samcami alfa – przewróciła oczami, ale czułym gestem zmierzwiła Tylerowi włosy.
- Nie przesadzaj, nie jest z nami tak źle…
- Odkąd uzgodniliśmy, że jako kobieta nie muszę sprzątać łazienki, faktycznie jest lepiej.
            Pomachała mi i wyszła z mieszkania, w biegu chwytając jeszcze torbę leżącą na kanapie.
- No cóż…w takim razie porozmawiajmy – uśmiechnął się Tyler i wskazał ręką zielony narożnik. – Zapraszam.

            Kiedy zmieściłam całe swoje dziewiętnastoletnie życie w dwie walizki, pomyślałam, że to przygnębiające. Tyle czasu, tyle wydarzeń, tyle wspomnień…i średniej wielkości bagaż, do którego to wszystko powędrowało. Teraz jednak byłam za to niezmiernie wdzięczna. Wierzchem dłoni otarłam pot spływający mi z czoła i sfrustrowana kopnęłam jedną z walizek, które za cholerę nie dały się uciągnąć po tym nierównym chodniku.
            Wyciągnęłam komórkę i wybrałam jeden z dwóch numerów, które posiadałam. Należały one do Crystal i Tylera, aka najmilszych i najwspanialszych ludzi na świecie.
- No co jest, młoda? – po dwóch sygnałach usłyszałam głos Poseya.
- Jestem przecznicę od domu, i potrzebuję pomocy z walizkami, albo wypluję płuca.
            Chłopak zaśmiał się i po raz kolejny pomyślałam, że nikt kogo znałam nie potrafił śmiać się tak szczerze i radośnie.
            Wczorajszy wieczór spędziłam nad pastą z krewetkami w towarzystwie moich nowych współlokatorów. No…dwójki z nich, bo pozostała dwójka, się nie pojawiła. Siedząc z Crystal i Tylerem, rozmawiając i żartując o wszystkim i o niczym, zauważyłam jak plastikowe było moje wcześniejsze życie i jak bardzo do niego nie pasowałam. Teraz mogłam odetchnąć taką wolnością, jakiej zawsze chciałam.
            Dwie minuty później pojawił się Posey, który ochoczo wziął ode mnie jedną z walizek.
- Dylan już jest. Wrócił dzisiaj rano – powiedział chłopak.
- Długo się znacie? – zapytałam, próbując dostosować się do jego tempa. Miał długie nogi i robił ogromne kroki, a ja z moim nędznym metr sześćdziesiąt pięć musiałam niemal biec, żeby go dogonić.
- Od zawsze – wzruszył ramionami. – Jest moim najlepszym przyjacielem, ale muszę przyznać, że ma specyficzny charakter.
- Specyficzny? – przygryzłam wargę.
- Spokojnie, wszyscy go uwielbiają. A jeśli nie będziesz do niego przekonana, to poczekaj, aż spróbujesz jego popisowych fatburgerów. Pokochasz go po pierwszym kęsie.
            Zaśmiałam się. Stanęliśmy przed drzwiami do domu. Naszego domu. Mojego domu.
- Proszę. Dorobiłem je dzisiaj rano. Ten jest do wejścia do budynku, a ten do mieszkania– Posey wyciągnął w moją stronę dwa błyszczące, srebrne klucze.
- Dzięki – uśmiechnęłam się szeroko.
            Wjechaliśmy windą, która nie była tak zniszczona jak wydawało się na pierwszy rzut oka. Była zniszczona jeszcze bardziej, ale Tyler przekonał mnie, że działa bez zarzutu.
- Jesteśmy! – zawołał chłopak. W mieszkaniu unosił się zapach czosnku i chilli.
            Crystal stała przy kuchence i mieszała coś w wielkim garnku. Włosy miała ściągnięte w koka, z którego wypadło kilka kosmyków i teraz opadały na jej twarz. Nałożyła chilli na łyżeczkę i włożyła do ust.
- Musicie tego spróbować! Dawno nie zrobiłam czegoś tak pysznego!
- Mnie w to nie wkręcicie! – rozległ się głos i po chwili przez jedne z czterech drzwi wyszedł chłopak, którego jeszcze nie widziałam, więc zapewne słynny Dylan.
            Miał około metra osiemdziesięciu wzrostu, więc był sporo wyższy ode mnie. Ciemne włosy odstawały na wszystkie strony, jakby dopiero co wstał z łóżka. Miał na sobie t-shirt z rękawami do łokci, który świetnie podkreślał jego mięśnie. Oczy miał tak ciemne, że nie wiedziałam, gdzie kończy się tęczówka, a gdzie zaczyna źrenica. Za każdym razem kiedy się uśmiechał, miałam wrażenie, że gdzieś na świecie rodzi się jednorożec.
            O mój seksowny boże.
            Kiedy na mnie spojrzał, poczułam dreszcz przebiegający po plecach. Przez chwilę wpatrywaliśmy się w siebie i miałam wrażenie, jakby chciał prześwietlić moją duszę.
- Hej. Jestem Dylan – wyciągnął rękę.
- Jade.
- Młoda, musisz tego spróbować! – Crystal podeszła do mnie z łyżką pełną parującego chilli. – Powiedz „a”!
            Przewróciłam oczami i pozwoliłam jej się nakarmić. Potrawa była piekielnie ostra i łzy niemal natychmiast napłynęły mi do oczu. Szybko ją przełknęłam.
- Cholernie ostra – wychrypiałam, czując jak moje gardło pali żywym ogniem.
- Nie może być tak źle…- Dylan przewrócił oczami i nachylił się nad garnkiem. Obserwowałam jak nabiera chilli i wkłada łyżeczkę do ust, a potem zachłystuje się i łapie za gardło. – O kurwa! Reed, co ty tu dodałaś?!
            Równocześnie dopadliśmy do lodówki i zaczęliśmy walczyć o kartonik z mlekiem. Dylan chwycił je pierwszy, ale ja, z siłą o jaką się nie podejrzewałam, skierowałam je do swoich ust. Chilli było naprawdę ogniste, a najlepiej świadczy o tym fakt, że nie zwróciłam uwagi jak blisko Dylana, aka największego przystojniaka jakiego kiedykolwiek spotkałam, stałam, a nasze ręce się dotykały.
            Kiedy w końcu udało nam się ugasić pragnienie, Dylan osunął się po drzwiach lodówki, siadając na podłodze.
- Reed, powiedz mi, dlaczego to ty dla nas gotujesz? – jęknął. Dziewczyna zrobiła obrażoną minę, ale nachyliła się nad garnkiem i powąchała zawartość.
- Może faktycznie jest trochę za ostre…- skinęła głową. Nabrała trochę potrawy na łyżeczkę. – Posey, spróbuj! – ruszyła w kierunku sypialni chłopaka. – Danielowi na pewno by smakowało.
- Jeśli masz tu mieszkać, musisz znać pewien sekret…- Dylan odczekał chwilę, aż Crystal zniknie z pola widzenia i odwrócił się w moją stronę. – Danielowi smakuje wszystko co ona zrobi. Nawet gdyby przygotowała mu mięso z kota polane czekoladą i ludzką krwią, on i tak zjadłby to z uśmiechem na ustach.
- Ugh – skrzywiłam się. – Obrzydliwe. Czyli on ma coś do Crystal?
            Oparłam się o kuchenny blat i chwyciłam jasnozielone jabłko leżące w misce, stojącej niedaleko. Dylan wstał z podłogi i wyciągnął sok z lodówki. W porównaniu do wczoraj była zaskakująco dobrze zaopatrzona.
- Jest w niej absolutnie i nieodwracalnie zakochany – mówił to takim tonem, jakby opowiadał o pogodzie.
- Och, a ona o tym wie? Też czuje coś do niego?
- A kto ją tam wie. Crystal to…Crystal – wzruszył ramionami.
            Nagle ze swojej sypialni wybiegł Tyler i dopadł do lodówki.
- Sorry, stary. Mleko się skończyło. Wypiliśmy całe.
            Myślałam, że Posey jest najbardziej pozytywnym człowiekiem jakiego znam, ale wyraz jego twarzy w tamtym momencie był naprawdę przerażający. Sądziłam, że rzuci się na Dylana z pięściami, ale on tylko wyrwał z jego rąk butelkę soku.
- No już nie przesadzajcie! – Crystal położyła ręce na biodrach.
- Reed, wiesz, że cię kocham…ale, cholera jasna, mam meksykańskie korzenie, a to i tak wypaliło mi dziurę w języku! – jęknął Posey.
- Nie znacie się na dobrej kuchni! – fuknęła dziewczyna, dokładnie w tym samym czasie, kiedy do pokoju weszła kolejna osoba, której już nie musieli mi przedstawiać.
- Jest coś do jedzenia? – uśmiechnął się Daniel, rozwiązując jasnoszary szalik. Ci ludzie byli doskonałym dowodem na to, że stereotypy o głodnych studentach są prawdziwe.
- Nie. Ale Crystal wynalazła nową broń masowego rażenia – uśmiechnął się Dylan, i o mój boże. Niemal usłyszałam wesołe parskanie małego jednorożca. Jak długo człowiek przyzwyczaja się do takiego uśmiechu?
- Gdzie byłeś? – mruknął Posey, nadal nie wyglądając za dobrze. – To nie sprawiedliwe, że tylko ty nie ucierpiałeś.
- Wybaczcie, trochę się przeciągnęło…- wzruszył ramionami. – Miałeś rację, Dylan. Ta Cara naprawdę była niezła.
            Szturchnęłam łokciem O’Briena.
- Mówiłeś, że kocha się w Crystal!
- No i? To nie znaczy, że ma siedzieć w domu i żyć w celibacie.
            Ugh. Faceci. Przewróciłam oczami. Nigdy nie potrafiłam ich zrozumieć.
- A tak w ogóle to jest Jade. Nowa lokatorka.
            Daniel chyba dopiero wtedy zwrócił na mnie uwagę. Zlustrował od góry do dołu i uśmiechnął się lekko.
- No cześć. Daniel Sharman.
- Jade Gardner. Hej – wykonałam niezidentyfikowany ruch ręką.
- Spróbowała już potrawy Crystal i przeżyła. Jest nasza – Posey objął mnie ramieniem, a ja poczułam cudowne gorąco w reakcji na jego słowa. To było słodkie i strasznie miłe.
- Chcesz spróbować, Dan? – Reed wyciągnęła w jego stronę łyżkę ze słynnym już chilli. Chłopak lekko pobladł, ale dzielnie się uśmiechnął i już zrozumiałam, co miał na myśli Dylan. Sharman doskonale wiedział na co się pisze, ale i tak odważnie wziął łyżeczkę i, nadal z uśmiechem, przełknął potrawę.
- Nie jest taka zła. Nawet...- odchrząknął – dobra.
- A widzicie! – zawołała Crystal i zwycięsko wycelowała łyżką w Dylana, Tylera i mnie. - Nie macie wystarczająco wyrafinowanego smaku.
- Albo po prostu w przeciwieństwie do Daniela, mamy jeszcze smak – O’Brien wyminął ją i poklepał po głowie. Tyler parsknął śmiechem.
- Chodź, Młoda. Pokażę ci twój pokój.
            Poszłam za nim, aż do drzwi, których wcześniej nie widziałam. Mój własny pokój. Nie był duży, wręcz przeciwnie, malutki. Mieściło się w nim biurko, łóżko i średnich rozmiarów szafa. Ściany pomalowane zostały na jasnozielony kolor, a na zachodniej ścianie było ogromne okno z wyjściem na schody przeciwpożarowe i widokiem na miasto.
- Jest trochę mały, ale wszystkie pokoje takie są. Jednak wiesz, jest ich pięć. To dużo jak na mieszkanie…- Tyler podrapał się po głowie.
- Jest idealnie – uśmiechnęłam się do chłopaka, a w myślach już widziałam, jak nadaje pomieszczeniu charakter. – Dzięki. Naprawdę.
- Nie ma za co. Zostawię cię, żebyś mogła się rozpakować.
            Wyszedł zostawiając mnie samą. Usiadłam na łóżku i rozejrzałam dookoła. A więc oficjalnie. Oto moje nowe życie. Mimowolnie pomyślałam o rodzicach, o przyjaciołach, o moim chłopaku Ryanie, i wszystkim tym co za sobą zostawiłam. Ale nie byłam smutna. Tak właściwie byłam szczęśliwa jak jeszcze nigdy w życiu. Oto moje nowe miejsce na ziemi. Moi nowi przyjaciele. I przede wszystkim, nowa ja.

            O dziewiątej rano, zostałam brutalnie obudzona przez budzik. Przeciągnęłam się leniwie i przewróciłam na drugi bok, aż w końcu zrozumiałam, co to za dzień.
            Mój pierwszy dzień na NYADZIE.
            Przy stole w kuchni siedzieli już wszyscy moi lokatorzy, zaspani i w piżamach, a Crystal nalewała kawy do różnokolorowych kubków.
- Cześć wszystkim – uśmiechnęłam się i zajęłam miejsce między Danielem, a Dylanem. Sięgnęłam po błękitną miseczkę i nasypałam do niej trochę czekoladowych płatków.
- Jak na pierwszoroczniaka, który zaczyna dzisiaj studia, wyglądasz całkiem nieźle – powiedział Posey podając mi jogurt do płatków, bo mleko przecież wypiliśmy wczoraj.
- Czuję się w porządku. Właściwie to jestem podekscytowana!
- Poczekaj do pierwszych zajęć z Bohenem. Przejdzie ci – mruknął Daniel, który przysypiał nad swoimi tostami.
- Nie jest taki zły – mruknął Dylan, a Sharman parsknął śmiechem.
- No oczywiście. Dla ciebie nie jest, ty nasz Złoty Chłopcze, Gwiazdo całej Akademii.
            Spojrzałam na O’Briena, ale on tylko uśmiechał się z zadowoleniem.
- Nie zamierzasz zaprzeczyć? – uniosłam do góry jedną brew w wyrazie zdziwienia, ale Dylan był jeszcze bardziej zaskoczony moim pytaniem niż ja jego reakcją.
- Dlaczego bym miał, skoro to prawda?
            W tym momencie zrozumiałam co miał na myśli Tyler, mówiąc, że Dylan jest specyficzny.
- Cóż za skromność! – mruknęłam, a on wzruszył ramionami, kompletnie się tym nie przejmując.
            Skończyliśmy śniadanie i rozeszliśmy do swoich pokoi, aby się uszykować. Postanowiłam się nie stroić, nie chcąc wyjść na dziewczynę-która-stara-się-za-bardzo, więc założyłam tylko ciemne, wąskie, poprzecierane jeansy i biały tank top, a na biodrach przewiązałam  koszulę w czerwono-czarną kratę. Do tego moje niezastąpione czarne creepersy.
- Ładnie wyglądasz – uśmiechnęła się Crystal, na mój widok.
- Dzięki – mruknęłam, czując skurcz w żołądku. – Wiecie…chyba jednak zaczynam się trochę denerwować.
            Daniel przewrócił oczami i objął mnie ramieniem.
- To nic takiego. Tyko nowa szkoła…pełna utalentowanych i pewnych siebie dzieciaków, które wiecznie ze sobą konkurują i niszczą sobie życie. Nie ma się co bać.
            Posłałam mu mordercze spojrzenie, a on parsknął śmiechem.
- Będzie dobrze, wyluzuj.
            Łatwo mu było mówić. On i Dylan zaczynali trzeci rok, a Crystal i Tyler drugi.
            Jechaliśmy metrem i byłam naprawdę zadowolona z ich towarzystwa, bo sama prawdopodobnie bym się zgubiła, nie mówiąc już o tym, że umarłabym ze stresu.
            W końcu dotarliśmy pod budynek, a ja odwróciłam się na pięcie z zamiarem zawrócenia, kiedy Dylan chwycił mnie w pasie i siłą wprowadził do środka.
- Ja się rozmyśliłam! Puść mnie! Nie nadaję się! – próbowałam się zaprzeć, ale nic z tego, chłopak był za silny.
- Jeśli się dostałaś, to znaczy, że się nadajesz – mruknął chłopak, o dziwo wcale nie wyglądając na zmęczonego. Zaniósł mnie pod samą salę, w której miałam pierwsze zajęcia, a wszyscy oglądali się za nami z ciekawością.
            Fantastycznie. Już naraziłam się połowie dziewczyn w szkole.
- Proszę. Sztuka Monologu, poziom 1A, profesor Ian Bohen – uśmiechnął się i szarmanckim gestem otworzył przede mną drzwi. – Dasz sobie radę.
            Och, gdyby nie był tak seksowny, zapewne bardziej bym się upierała. Ale jego oczy sprawiły, że nie myślałam racjonalnie. No i cholera! Zostawiłam wszystko, żeby studiować na tej Akademii. To było moje marzenie. Powoli skinęłam głową.
- Dzięki.
            Mrugnął do mnie i odszedł w kierunku gdzie miał własne zajęcia. Widziałam, jak niemal wszystkie dziewczyny stojące na korytarzu się za nim oglądają, a w moich myślach pojawił się Ryan. W nim też kochała się połowa szkoły. Zawsze uważałam to za zabawne.
            Weszłam do klasy, w której stało dwadzieścia krzeseł ustawionych w okrąg, z których około piętnaście było już zajętych. Rozejrzałam się po twarzach, zastanawiając, która z nich wygląda najbardziej przyjaźnie, kiedy nagle rozległ się silny męski głos.
- Witam, witam!
            Przez drzwi przeznaczone dla nauczyciela, wszedł wysoki umięśniony mężczyzna, którego natychmiast rozpoznałam, jako członka komisji na moim egzaminie. Nie wiedziałam, że Ian Bohen to on.
- Jade Gardner, naprawdę miło mi cię tutaj widzieć!
            Wszyscy odwrócili się w moją stronę, a ja poczułam jak z twarzy odpływa mi cała krew, a nogi przywierają do podłogi.
- Dziękuję…chyba? Dlaczego? – moje serce przyśpieszyło, żołądek się skurczył, a nieprzyjemne spojrzenia pozostałych studentów, wbijały się w skórę.
- To zaszczyt mieć na swoich zajęciach Największą Gwiazdę – nauczyciel skłonił się przede mną i uśmiechnął, a w jego oczach błyszczały żartobliwe iskry. Odetchnęłam z ulgą i nawet pozwoliłam sobie na cichy śmiech.
- Nie sądziłam, że mnie pan zapamiętał.
- Trudno zapomnieć kogoś, kto wykazał się tak cudowną bezczelnością i pewnością siebie na egzaminie.
            Długo zastanawiałam się nad wyborem piosenki na przesłuchanie do tej szkoły. Każda piosenka wydawała mi się nieodpowiednia, zwykła i niczym niewyróżniająca się spośród pozostałych. W końcu wybrałam taką, która albo mogła mnie pogrążyć, albo wynieść na wyżyny. Jak widać to drugie.
            „I’m the greatest star” Barbry Streisand.
            Po słowach Bohena nie musiałam już zastanawiać się kto wygląda najbardziej sympatycznie, ponieważ wszyscy patrzyli na mnie z taką samą nienawiścią. Cudownie. Zajęłam miejsce stojące najbliżej drzwi, w razie szybkiej ucieczki.
- Jestem Bohen i będę was uczył sztuki przedstawiania monologów. Nie toleruję spóźnień na lekcje, rozmów i telefonów komórkowych. Jeśli nie umiesz zadanego tekstu, w ogóle się nie pokazuj. Jeżeli się nie pokażesz, oblewasz, jasne?
            Wszyscy, przerażeni w takim samym stopniu, pokiwaliśmy głowami, a Ian uśmiechnął się drapieżnie.
- No to zaczynajmy. Kto na pierwszy ogień? Może nasza Gwiazda…
            No świetnie.

            Poranne zajęcia minęły zaskakująco szybko. Bohen okazał się okropnie surowy, a ludzie jeszcze gorsi niż zapowiedział mi Daniel. Czułam się okropnie i samotnie. Sytuację pogorszył jeszcze mój monolog, który Bohen ocenił na „żałosny, ale nieporównywalnie lepszy od innych, wręcz bolesnych prób”.
- Jade! – Crystal siedziała przy stole na dziedzińcu i machała do mnie. Uśmiechnęłam się. Miło było zobaczyć znajomą, przyjazną twarz. – Jak pierwszy dzień? – zapytała, kiedy tylko podeszłam.
- Fatalnie – mruknęłam.
- Przywykniesz – pocieszyła mnie dziewczyna. – To jest Holland, moja przyjaciółka – wskazała na siedzącą obok, rudowłosą piękność.
- Hej, Jade. Crystal mi o tobie opowiadała – uśmiechnęła się sympatycznie, a ja niemal rozpłakałam się ze szczęścia, że może jednak są tutaj jeszcze jakieś miłe osoby.
- Naprawdę? Wspominała ci o tym, że wczoraj próbowała mnie otruć?
            Reed zaśmiała się i pokręciła głową.
- Danielowi smakowało!
            Holland przewróciła oczami i zrobiła do mnie minę, dzięki czemu zorientowałam się, że ona też wie o beznadziejnym zauroczeniu Sharmana.
- Dzisiaj ja gotuję – postanowiłam. – I będzie to zjadliwe.
            Przez chwilę rozmawiałyśmy na neutralne tematy. Dziewczyny opowiadały mi o nauczycielach, szkole i dzieliły się najnowszymi plotkami. Nie przypominały moich dawnych przyjaciółek. Choć kochałam Kate i Blair, za bardzo przejmowały się tym co myślą o nich ludzie. Nasza przyjaźń była sztuczna, i doskonale wszystkie wiedziałyśmy, że skończy się razem z liceum, ale mimo wszystko, każda impreza, każde nocowanie, każdy wspólnie rozwiązany problem, niosły za sobą fantastyczne wspomnienia. Poczułam uciskającą tęsknotę, ale pojawienie się Tylera i Dylana rozproszyło mnie na tyle skutecznie, by wyrzucić nieprzyjemne myśli z głowy.
- No, Młoda…słyszałem, że zostałaś ulubienicą Bohena? – uśmiechnął się Posey, siadając obok Holland.
- A mówiłaś, że było fatalnie – Crystal zmarszczyła brwi.
- Bo było. Wszyscy mnie teraz nienawidzą – mruknęłam.
- Wyluzuj. Za bardzo przejmujesz się tym co myślą inni – rzucił Dylan zakładając na nos ciemne ray bany. Zamrugałam kilka razy, zaskoczona jego słowami. Czy przed chwilą nie zarzuciłam tego moim dawnym przyjaciółkom?
- Co? – mruknął chłopak, zauważając moją dziwną minę.
- Nic…masz rację – skinęłam powoli głową. Oceniałam ludzi dookoła mnie, nie zauważając, że sama popełniam te same błędy.
- Zawsze mam, przyzwyczaisz się – chłopak uśmiechnął się, unosząc jeden kącik ust do góry. Przewróciłam oczami.
- Boże…jaki ty jesteś zadufany – prychnęłam.
- Może i tak, ale to nie zmienia faktu, że nie minie miesiąc a ty się we mnie zakochasz.
            Zachłysnęłam się przełykaną wodą.
- Że co?! – wychrypiałam.
- Jezu, Młoda…żartowałem – zaśmiał się głośno, a ja miałam ochotę schować się pod stołem. Prawdopodobnie wyglądałam jak burak albo pomidor.
- Straszny z ciebie dupek. Nie wiesz, że nie żartuje się ludzi, którzy będą dla ciebie gotować?
- Bo co? Naplujesz mi do talerza? Jeśli tak bardzo chcesz, żebym miał kontakt z  twoją śliną, to znam przyjemniejsze rozwiązanie…- poczułam usta Dylana przy swoim uchu. Przewróciłam oczami, ale cieszyłam się, że siedziałam, bo zapewne miałabym problem, żeby ustać na swoich trzęsących się nogach.
- Muszę iść na zajęcia – wstałam gwałtownie, rozlewając wodę. – Cholera! Przepraszam…
- Jedno moje słowo i już jest mokro – mruknął z zadowoleniem O’Brien, a ja dosłownie chciałam się zapaść pod ziemię. Przez ostatnie pięć lat chodziłam z tym samym chłopakiem i nie przywykłam do takich podtekstów.
- Czy ty naprawdę to powiedziałeś? – jęknęłam, a on pokiwał głową.
            Fantastycznie, mój lokator okazał się napalonym dupkiem.
- Idę na wokal – westchnęłam.
- Odprowadzę cię – Dylan również wstał.
- Dam sobie radę. Trafię.
            Chłopak uśmiechnął się diabelsko i seksownie i już wiedziałam, że za chwilę padnie dwuznaczny komentarz
- Kochanie, muszę osobiście upewnić się, że dojdziesz.

            O raju… W co ja się wpakowałam?

***


Jest pierwszy rozdział :)
Mam nadzieję, że wam się spodobał.
#ATWff

24 komentarze:

  1. Jeeju! Pierwszy rozdział, a moje feelsy już szaleją!
    Kocham cię za to FF, mimo że dopiero się zaczyna.. Ale jest w nim Dylan, więc nic więcej nam do szczęścia nie potrzeba prawda? :D
    Czekam na kolejny!
    Caro x

    OdpowiedzUsuń
  2. Już się zapisuję do grona czytelników. Podoba mi się to, że piszesz o Dylanie (my Love). Więc co, z niecierpliwością czekam na ciąg dalszy i w wolnej chwili zapraszam do mnie na ff o Teen wolf :)

    http://distress-and-fear.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  3. Ciekawie się zapowiada x

    OdpowiedzUsuń
  4. Jeju fajnie fajnie. Podoba mi sie. Mam nadzieje, ze dalszy ciag bedzie z większą liczbą podtekstów z Dylanem hahah

    OdpowiedzUsuń
  5. o boże kocham takiego Dylana <3
    Kiedy następny rozdział ? ^^

    OdpowiedzUsuń
  6. Blog już ląduje na liście ulubionych. Świetny!

    OdpowiedzUsuń
  7. Świetnee :D Zapowiada się ciekawie :) Wgl ładne imię : Jade ;)

    OdpowiedzUsuń
  8. Aaaaaaaaaaa!!! Nie moge !!! Kochaaaaaaam to !!!!!

    OdpowiedzUsuń
  9. świetny ff ;) Kiedy nowy rozdział?

    OdpowiedzUsuń
  10. Swietny, zaraz zaczynam nastepne rozdzialy:)

    OdpowiedzUsuń
  11. Wow super <3 nie dosc, zw mega ciekawe, o Dylanie ^^ to jeszcze nie można nic zarzucić Twojemu stylowi �� a gdybym jeszcze nie kochała Dylana, zakochałabym się po tym rozdziale xd �� zabieram się za następne ;)

    OdpowiedzUsuń
  12. Matko święta! Kobieto pisz dalej Masz niesamowity talent♥

    OdpowiedzUsuń
  13. Uwielbiam te teksty Dylana ♥ ♥ ♥ Tak jak poprzedni - świetny ♥ Dobra, lecę dalej XD
    *Taka chamska reklama ;__;* http://dracoikatnissmiloscwkapitolu.blogspot.com/ Serdecznie zapraszam wszystkich, którzy to przeczytają ♥

    OdpowiedzUsuń
  14. Matko zajebostfhbnmkmbvvvvb będę to czytać, musze to czytać, chce to czytać! @Claudia_Mofo

    OdpowiedzUsuń
  15. Dawno nie czytałam takiego cuda... po prostu zajebiste!

    OdpowiedzUsuń
  16. Ciekawy :D Zobaczymy jak się rozwinie :) Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  17. To jest takie urocze, jeju, uroczy fanfik. Gratuluję pomysłu!
    Co tu dużo mówić? Oryginalny pomysł. Ruszam dalej.
    myszy-i-ludzie.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  18. To jest 1 rodział a ja się czuje jak bym przeczytała z 5 rozdziałów xD

    OdpowiedzUsuń
  19. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  20. Najlepsze ff jakie czytałam! <3

    OdpowiedzUsuń
  21. KOCHAM !!! UWIELBIAM !!! UBÓSTWIAM !!! WIELBIĘ !!!

    OdpowiedzUsuń
  22. Bardzo interesujące. Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń