poniedziałek, 9 marca 2015

07. Rodzice i inne nieporozumienia

            Nigdy nie sądziłam, że jedna wiadomość może przewrócić życie do góry nogami. I mówię to ja, osoba która zabierając wszystkie swoje oszczędności, spontanicznie uciekła do Nowego Yorku by uczyć się w szkole artystycznej. A jednak.
            Siedziałam sobie na kanapie z Poseyem i Crystal, oglądając po raz setny drugi sezon „Przyjaciół” i zupełnie nie spodziewając się nadciągającej katastrofy, kiedy zadzwonił telefon. Przez chwilę kłóciliśmy się o to kto ma odebrać, aż w końcu dwójka moich lokatorów wspólnie zrzuciła mnie na podłogę. Nieszczęśliwa powlokłam się do telefonu i podniosłam słuchawkę, kątem oka obserwując jak Chandler próbuje zerwać z okropną Janice.
- Tak słucham? – mruknęłam, spodziewając się oferty zakupienia samo dmuchającego się materaca, bądź zaproszenia na próbny masaż do nowo otwartego salonu, jednak usłyszałam głos, na dźwięk, którego moje serce zamarło.
- Jade?
            Cisza.
- Jade, tu mama.
            Poczułam jak pizza, którą przed chwilą zjadłam przewraca się w moim żołądku, a w serce zostało przygniecione jakimś ciężkim głazem.
- Cz-Cześć – wyjąkałam. Posey posłał mi zaniepokojone spojrzenie. Oparłam się o blat, nagle nie do końca ufając swoim trzęsącym się nogom.
- Kochanie! Tak się martwiliśmy!
            Jej głos dobiegał jakby z oddali, zupełnie tak jakbym znajdowała się pod wodą, a ona na powierzchni. Moje wnętrzności skurczyły się boleśnie i nagle powróciło wszystko to od czego chciałam uciec. Znów poczułam się jak pięcioletnia dziewczynka, nie będąca w stanie samodzielnie podejmować decyzji. A jednocześnie chciało mi się płakać, bo mimo wszystko była to moja mama. Kobieta która dała mi życie, wychowała najlepiej jak mogła i zapewniała mi wszystko co najlepsze. Naprawdę za nią tęskniłam.
- Co u was?
            Poczułam nagłe wyrzuty sumienia, spowodowane tym jak ich potraktowałam. Wyjechałam, nie pozostawiając żadnej formy kontaktu. Byłam ich ukochaną, jedyną córką i porzuciłam ich tak po prostu.
- Przyjeżdżamy.
            To na chwile mnie orzeźwiło i sprawiło, że słuchawka z hukiem uderzyła o podłogę, jednak szybko ją podniosłam. Tyler podbiegł do mnie i złapał mnie za ramię, chroniąc przed upadkiem, a Crystal podała mi szklankę wody.
- Słucham? – jęknęłam cicho, a po policzkach zaczęły płynąć mi łzy.
- Przyjeżdżamy. Musimy poważnie porozmawiać.
            I w tym momencie, mój świat rozpadł się na małe kawałki.

            Po raz kolejny zerknęłam w lustro i poprawiłam włosy. Musiały być perfekcyjne. Wszystko musiało być perfekcyjne. Zmierzyłam swoje odbicie poważnym spojrzeniem, zastanawiając się czy wyglądam wystarczająco dobrze. Tak, to musiało ich zadowolić.
            Miałam na sobie beżową spódnicę do kolan, lekko rozkloszowaną i bardzo klasyczną. Do niej dobrałam jasnobłękitną koszulę z lejącego się materiału, oraz proste czarne szpilki, na niezbyt wysokim obcasie. Włosy spięłam w eleganckiego koka nad karkiem, a makijaż ograniczyłam do lekkiego i niezwracającego uwagi. Wyglądałam schludnie i uroczo, a to było ulubione wydanie „mnie” moich rodziców.
            Oparłam gorące czoło o zimną taflę lustra i westchnęłam głęboko. Czułam się jak przed ogromnie ważnym egzaminem, na który nic nie umiałam.
- Wszystko będzie dobrze – Dylan położył mi dłonie na ramionach i powolnymi ruchami zaczął rozmasowywać mój kark.
            Zarówno on jak i reszta moich współlokatorów bardzo wspierała mnie w ostatnich dniach, jeszcze bardziej powiększając moje wyrzuty sumienia, spowodowane moim okropnym zachowaniem wobec nich. Zmieniłam nie tylko siebie, ale również swoich przyjaciół. Dobrałam im stroje, zmusiłam do zmienienia wystroju mieszkania, nauczyłam jakich tematów nie mają poruszać, a o czym powinni wspomnieć. Zrobiłam im przeszkolenie niczym w najlepszej placówce, ale czułam się fatalnie, wiedząc, że są przecież cudowni tacy jacy są. Oni mnie zaakceptowali.
            Jednak strach przed rodzicami był większy i skutecznie zagłuszał moje sumienie.
            Zadzwonił domofon, a ja podskoczyłam zdenerwowana. Nie byłam jeszcze gotowa na ten moment. Na trzęsących się nogach podeszłam do urządzenia i nacisnęłam przycisk otwierający drzwi. Czułam na sobie poważne spojrzenie O’Briena, ale nie odważyłam się na niego zerknąć. Odliczałam sekundy, podczas których rodzice coraz bardziej zbliżali się w moim kierunku i kiedy rozległo się pukanie, uśmiechnęłam się sztucznie i z tylko kilku sekundowym wahaniem otworzyłam drzwi.
- Jade! – mama jak zwykle wyglądała idealnie w pastelowo różowej sukience, perfekcyjnie podkreślającej jej smukłą, wyrobioną na siłowni sylwetkę. Na stopach miała cieliste szpilki, na których ja nie uszłabym kilku metrów, a ona poruszała się niczym ninja. Blond włosy zostały modnie ścięte do połowy szyi, a kiedy mnie przytuliła, do mojego nosa doleciał charakterystyczny zapach Chanel.
- Mamo.
            Znad jej ramienia zerknęłam na tatę, który wpatrywał się we mnie z okropną obojętnością.
- Tato.
- Jade.
            Poczułam chłód, ale nie spodziewałam się niczego innego. Swoim odejściem prawdopodobnie złamałam mu serce.
- Więc tu teraz mieszkasz? – nawet nie starał się ukryć pogardy w głosie. W oczach zaczęły zbierać mi się łzy, co prawdopodobnie zauważyła mama.
- Victorze! – syknęła na męża, który wzruszył obojętnie ramionami.
- Cóż, zapraszam do salonu – mruknęłam, czując jak kurczę się w sobie, co było typowym zjawiskiem, kiedy byli w pobliżu. W dużym pokoju, na kanapie, grzecznie siedzieli moi współlokatorzy, uśmiechający się przyjaźnie i starający zrobić jak najlepsze wrażenie.
- Państwo Gardner! Witam, Tyler Posey. Jade wiele nam o państwu opowiadała – chłopak wstał i ucałował dłoń mojej mamy, a potem wymienił silny uścisk ręki z tatą. Kłamał jak z nut, bo przecież dopóki nie dostałam telefonu, nawet się na ich temat nie zająknęłam. Po kolei przedstawił resztę, wiedząc, że ja nie jestem w stanie wydobyć z siebie głosu.
- Urocze mieszkanie! – mama znała zasady dobrego wychowania, jednak zdolności teatralnych z pewnością nie odziedziczyłam po niej. Zmarszczyła nos jakby coś brzydko pachniało i wiedziałam, że umierała z chęci by przeprowadzić jakiś test białej rękawiczki.
- Dziękujemy bardzo – Crystal uśmiechnęła się szeroko i sprawiała wrażenie najbardziej rozluźnionej z całego towarzystwa. Od dwóch tygodni regularnie spotykała się z nowym chłopakiem, Alexem Spicy, który bardzo wpasowywał się w świat moich rodziców, dzięki czemu ona także czuła się w nim swobodnie. I choć wiedziałam, że ta relacja łamie serce Sharmanowi, a Alex był wszystkim tym od czego uciekłam, to naprawdę go polubiłam. Był sympatyczny, przystojny i dobrze wychowany, a razem z Reed wyglądali naprawdę uroczo, kiedy codziennie spotykali się na kawie w ”BitterSweet”.
- Długo zostają państwo w Nowym Jorku? – zagaił Sharman, za co mój ojciec zgromił go spojrzeniem.
- Oczywiście, że nie. Za dwa dni mam ogromnie ważną rozprawę. Niektórzy mają prawdziwą pracę.
            Z każdą kolejną chwilą kamień w moim żołądku robił się coraz większy.
- Rozumiem, że wy wszyscy również uczycie się w...tej szkole – NYADA nie przeszła mamie przez usta. Moi współlokatorzy pokiwali jedynie głowami, bojąc się odezwać kolejny raz.
- I czy któreś z was odniosło już jakiś sukces? Zarobiło jakieś pieniądze na tym aktorstwie? – tata jak widać postanowił drążyć temat braku przyszłości i braku źródła utrzymania.
- Dylan zagrał niedawno w paru odcinkach „Black Trap”. Na pewno pan kojarzy – Crystal wskazała dłonią na O’Briena, który, dopiero teraz zauważyłam, w ogóle się nie odzywał, ale jedynie wpatrywał w moich rodziców z niechęcią.
- Nie – burknął mój ojciec, całkowicie zbijając Reed z tropu.
- Och, cóż...to bardzo znany serial...
- Może u was. Wy, Amerykanie, lubicie marnować swój czas na takie bzdury.
            Zaczęłam się modlić, by nagle i przypadkowo mój tata stracił glos. By Bóg wynagrodził mnie za wszystkie cierpienia jakie spotkały mnie w życiu i odebrał mu zdolność mowy.
- Cóż, my chyba musimy już iść – mama jak zwykle wyczuła sytuację. Znała ojca i wiedziała, że dopiero się rozkręca. – Bardzo miło było was poznać.
            Otaczali mnie rasowi kłamcy. Ale czy ja byłam lepsza? Zerknęłam na swoje odbicie w wyczyszczonym na błysk tosterze. Ja również tworzyłam jedynie iluzję. Wzięłam swoją torbę i posłałam przyjaciołom przepraszające spojrzenie.

            Spędziłam z rodzicami cały dzień. Byliśmy w paru galeriach sztuki, w paru ekskluzywnych sklepach i na obiedzie w eleganckiej restauracji. Ani razu nie zająknęli się na temat mojej ucieczki, ani mojej szkoły, jednak umówiliśmy się na lunch następnego dnia, podczas którego, jak zapowiedziała mama, mieliśmy porozmawiać o „mojej przyszłości”.
            Wróciłam do mieszkania sponiewierana psychicznie i sercem w stanie rozkładu. Czułam się fatalnie i podobnie też wyglądałam, co stwierdziłam po szybkim zerknięciu w lustro.
- I jak tam? – Posey podniósł głowę i wbił we mnie swoje przenikliwe spojrzenie.
- Jak gówno – westchnęłam i rzuciłam się na kanapę, kładąc głowę na jego kolanach.
- Wydają się być...okropni – mruknął chłopak, a ja parsknęłam śmiechem. Ryan zawsze próbował ich bronić i mówić, że są mili. Chociaż jego w sumie lubili...Tyler był szczery.
- NIE ZGADNIECIE CO SIĘ STAŁO! – Dylan wpadł do salonu i zatrzymał się gwałtownie na mój widok. – O, Mała. Jak się trzymasz?
            Wzruszyłam ramionami.
- Jakoś. Co się stało? – zapytalam, ciekawa co tak go podekscytowało. Chłopak nie był z tych, którzy cieszą się z byle powodu.
- Wygrałem bilety na Metsów w sobotę za dwa tygodnie!
            Dla każdego kto znał O’Briena, jasne było, że ma całkowitą obsesję na punkcie tej drużyny. Nawet teraz miał na sobie koszulkę z jej logiem.
- Świetnie – uśmiechnęłam się lekko i pocałowałam go w policzek. – Idę zdjąć z siebie te ubrania...
            Wyminęłam go i weszłam do swojego pokoju. Rzuciłam się na łóżko i wtuliłam twarz w poduszkę, dopiero teraz dając upust łzom, które powstrzymywałam przez cały dzień. To spotkanie było intensywne i miałam wrażenie, że wyssało ze mnie całą energię.
            Drzwi skrzypnęły, a ja nie musiałam podnosić głowy, by wiedzieć kto wszedł. Materac ugiął się pod ciężarem drugiej osoby i chwilę potem objęło mnie silne, znajome ramię.
- Co jest? – głos O’Briena był cichy i spokojny.
- Chcą mnie stąd zabrać. Nie wiem jak to zrobią, nie chcę wyjeżdżać, ale oni znajdą sposób by mnie zmusić, wiesz? – westchnęłam. Chłopak splótł nasze dłonie, chcąc dodać mi otuchy.
- Nie wyjedziesz. Nie możesz. Nie widziałem cię jeszcze nago.
            Prychnęłam rozbawiona, słysząc tak znajomą odzywkę. Dylan nie mógł za długo być słodki i uroczy. Przez chwilę leżeliśmy w ciszy, w której słychać było jedynie nasze zsynchronizowane oddechy. Niemal już za tym tęskniłam. Za O’Brienem, tym pokojem, Tylerem, Danielem, Crystal...
- Nie wyjedziesz, jasne? Nie mają prawa cię zmusić – w głosie chłopaka pojawiła się ostra nuta. Uśmiechnęłam się lekko. Nie wiedział jacy są moi rodzice i może to i lepiej.
- No jasne...- mruknęłam, żeby go uspokoić.
            Oj tak, ja też byłam doskonałym kłamcą.

            Weszłam przez szklane drzwi do Plazy i skierowałam się w stronę hotelowej restauracji. Rodzice już siedzieli przy stoliku i zamawiali coś u kelnera. „Nie daj się” powtórzyłam słowa, którymi pożegnał mnie O’Brien i czując nagły przypływ siły ruszyłam w kierunku rodziców.
- Kochanie – mama pocałowała mnie w policzek. – Ślicznie wyglądasz.
            Pożyczyłam ubrania od Holland, wiedząc, że moje czarne i postrzępione, zapewne nie przypadły by im do gustu.
- Dziękuję.
- Zamówiłam już dla ciebie sałatkę i wodę. Dobrze ci to zrobi na cerę. No i pamiętaj, że trzeba dbać o linię. Niestety metabolizm i skłonność do tycia odziedziczyłaś po ojcu.
            Zacisnęłam dłonie na krawędzi krzesła, aż zabolały mnie kości palców. Uśmiechnęłam się jednak i z wdzięcznością skinęłam głową.
- Tak więc, wczorajszy dzień był uroczy. Ale wiesz, że dzisiaj w nocy wylatujemy, a musimy przedyskutować twoje zachowanie.
            Poczułam się jak przedszkolak, który trafił na dywanik do pani, bo złamał koledze kredkę. Oboje mierzyli mnie swoimi krytycznymi, oceniającymi spojrzeniami, do których nadal, po dziewiętnastu latach się nie przyzwyczaiłam.
- Jak mogłaś nam to zrobić? – westchnął ojciec, kręcąc głową z dezaprobatą.
- Nie zrobiłam tego wam...Zrobiłam to sobie. Dla siebie.
- Miałaś wszystko. I zostawiłaś to dla...tej dziury w której mieszkasz? Tych pseudo artystów? Tej...szkoły? – ojciec syczał niczym zawodowy bazyliszek. Ktoś ze stolika obok zapewne pomyślałby jednak, że prowadzimy kulturalną, przyjemną pogawędkę. Rodzice byli mistrzami w kreowaniu sztucznego wizerunku i budzeniu pozorów.
- Nie zdajesz sobie sprawy, jak zdruzgotany był Ryan! – westchnęła mama, a ja poczułam faktyczne wyrzuty sumienia. – W jakiej krępującej sytuacji pozostawiłaś nas wszystkich. W ogóle nie myślałaś o konsekwencjach.
            Mieli rację. Mieli cholerną rację. Raz pomyślałam o sobie i wyszłam na totalną egoistkę. Samolubną egocentryczkę, nie liczącą się ze zdaniem innych.
- Uważamy, że powinnaś z nami wrócić. Jeszcze wszystko da się naprawić. Wszystko może być znowu dobrze...- mama uścisnęła moją dłoń i pogłaskała ją pieszczotliwie. Otworzyłam usta by coś powiedzieć, jednak przerwał mi tata.
- A ten co tu robi?!
            Obróciłam się w stronę drzwi i zaskoczona skrzyżowałam spojrzenie z Dylanem, który wściekły szedł w naszą stronę.
- Jade wam tego nie powie, więc ja to zrobię – rzucił natychmiast, nie przejmując się tym, że patrzy na niego niemal cała restauracja. – Ona jest tu szczęśliwa. Z wami? Niekoniecznie. Nie chce wracać, nie może wracać. Tutaj jest jej dom i tutaj jest jej życie. Jako jej rodzice powinniście chcieć jej szczęścia, prawda? A jest szczęśliwa w Nowym Jorku.
            Tata zaczerwienił się, a w jego oczach błysnęło coś niebezpiecznego. Nie było wiele osób na świecie, które mogłyby postawić się Victorowi Gardnerowi, a on bardzo ich nie lubił.
- Znamy naszą córkę o wiele lepiej niż ty, aktorzyno od siedmiu boleści.
- Nie, nie znacie. Znacie tą wersję, którą chcecie. Którą ona odgrywa, żeby was nie zawieść. Myśli, że jak będzie sobą to nie będziecie z niej dumni – prychnął pogardliwie, nie odrywając wzroku od twarzy ojca. Nie byłam w stanie się poruszyć, ani zareagować. Wiedziałam, że już na to za późno. Dylan zepchnął nas w przepaść i nie mieliśmy już się czego złapać. Czekaliśmy na uderzenie. – A powinniście być. Tyle, że jej nie znacie. Nie tak jak my. Nie macie pojęcia jak utalentowana jest. Że nie ubiera się w te nudne koszule i nienawidzi obcasów. Nie wiecie, że uwielbia chińszczyznę i nie znosi sałaty, bo uważa, że to jedzenie dla królika. Że należy do fantastycznego rockowego zespołu, który niedługo podbije listy przebojów. Nie wiecie o niczym, bo tak strasznie ją terroryzujecie, że musiała wyjechać na drugi koniec pieprzonego świata, żeby w końcu od was uciec i poczuć się wolną. Nigdy nie poznacie tego lśniącego chaosu, jakim jest wasza córka. I jest mi was kurwa strasznie szkoda z tego powodu!
- Dylan! – krzyknęłam, wstając gwałtownie. Wiedziałam, że robił to dla mojego dobra, ale przesadził. Chłopak spojrzał na mnie zdziwiony, a ja pokręciłam głową. – Wystarczy. Idź stąd.
- Iść? Jade, przecież...
- Wyjdź.
            Przeklął głośno, na co moja mama westchnęła głęboko i wyszedł z restauracji, odprowadzany ciekawskimi spojrzeniami. Zerknęłam na rodziców, którzy wpatrywali się we mnie oszołomieni i poczułam jak w moich oczach zbierają się łzy.
- Przepraszam – mruknęłam i chwyciłam torebkę. – Bezpiecznego lotu.
            A potem, podobnie jak Dylan ruszyłam w kierunku drzwi. Wyszłam na ulicę, a wiatr natychmiast zaczął bawić się moimi włosami. Rozejrzałam się dookoła i zobaczyłam, że chłopak czekał na mnie po drugiej stronie jezdni. Lawirując między taksówkami, udało mi się w końcu do niego dotrzeć i uderzyć go z całej siły w ramię.
- Co to kurwa miało być?!
- Wiedziałem, że kłamałaś. Gdybym nie przyszedł, zmiękłabyś i za dwa dni już by cię tu nie było, co?
            Nie zamierzałam przyznawać mu racji. Byłam na niego wściekła, więc uderzyłam go jeszcze raz.
- Umiem walczyć za siebie! Nie musisz tego robić, jasne?! Krytykujesz moich rodziców za to, że chcą decydować za mnie, a sam robisz dokładnie to samo! Kiedy wy kurwa zrozumiecie, że nie jestem małą dziewczynką i sama potrafię o siebie zadbać!
- Nie potrafisz! Nie umiałabyś się im postawić! A ja nie mogłem patrzeć, jak przy nich kurczysz się i zamieniasz w...- zmierzył mój strój pogardliwym spojrzeniem. – ...To coś. Ktoś musiał im powiedzieć do słuchu.
- To są moi rodzice do cholery! Są jacy są, ale to kurwa moja jedyna rodzina, a teraz przez ciebie, prawdopodobnie już nigdy się do mnie nie odezwą!
- Chciałem pomóc – warknął, irytując mnie jeszcze bardziej. – Tak nie powinni zachowywać się rodzice! I możesz się na mnie wściekać, możesz się do mnie nigdy już więcej nie odezwać, ale jeśli oni w końcu przejrzą na oczy, to będzie najlepsza decyzja jaką podjąłem w życiu i zrobiłbym to znowu.
            Mierzyliśmy się spojrzeniami, powoli stygnąc z emocji. Wplotłam dłonie we włosy i szarpnęłam je sfrustrowana. To nie tak miało wyglądać. Dylan chwycił mnie za nadgarstek i bez słowa pociągnął w stronę przystanku autobusowego.
- Nigdzie z tobą kurwa nie idę! – warknęłam, próbując się wyrwać, ale uścisk chłopaka był mocny i pewny. Nie wiedziałam gdzie mnie zabiera i spodziewałam się wszystkiego.
            Wszystkiego, ale jednak nie tego, gdzie faktycznie wylądowaliśmy.

- MAMO!- zawołał Dylan, a ja poczułam, że prawdopodobnie ogłuchnę na lewe ucho. Skrzywiłam się, jednak szybko zapomniałam o bólu i zaczęłam rozglądać się zaciekawiona po mieszkaniu. Nie było to duży lokal, ale z pewnością gustownie urządzony. Dominowały jasne, ciepłe kolory, a na ścianach wisiało wiele zdjęć przedstawiających najczęściej dwójkę dzieci, na różnych etapach dorastania.
- To ty? – szepnęłam z uśmiechem, wskazując na zdjęcie chłopca w spódniczce tutu.
- Od zawsze dbałem o swój wygląd – mrugnął do mnie rozbawiony, zupełnie się nie pesząc.
- Dylan, dziecko moje! – przez drzwi po prawej stronie wyszła drobna, ciemnowłosa kobieta w pobrudzonym mąką fartuchu. – Nie spodziewałam się, że jeszcze żyjesz! Czy...Och! – na mój widok zatrzymała się i wytarła ręce w materiał na klatce piersiowej. – Cześć, jestem Lisa, mama Dylana.
- Jade Gardner. Miło mi panią poznać – uśmiechnęłam się i uścisnęłam jej dłoń.
- Wchodźcie, dalej. Właśnie włożyłam ciastka do piekarnika...
            Zaprosiła nas do kuchni, co dla moich rodziców byłoby niesamowicie niestosowne. Jednak natychmiast po przekroczeniu progu, zrozumiałam dlaczego usiedliśmy właśnie tam. To była prawdziwa, rodzinna kuchnia. Z powodzeniem mogłam wyobrazić sobie małego Dylana, odrabiającego lekcje przy tym stole, albo próbującego ukraść ciasteczka z ozdobnego słoika, stojącego na szafce. Czuło się szczęście i miłość, a ja natychmiast pożałowałam, że w moim domu takiej nie było.
- Herbaty? Mam doskonałą jaśminową, na pewno ci zasmakuje, Jade – Lisa wypowiedziała moje imię z dziwną czułością i miękkością, a po moim ciele rozlało się przyjemne ciepło.
- Chętnie.
- Spójrz – Dylan oparł się o drzwi sporej lodówki, na których różnokolorowymi magnesami poprzyczepiane zostały dziecięce rysunki, plany lekcji i zdjęcia. – To moje dzieło – wypiął dumnie pierś, wskazując jakieś bazgroły czerwoną i niebieską kredką.
- To jest...- przekrzywiłam głowę, próbując zgadnąć co przedstawia obrazek, ale wymiękłam – ...okropne. Co to jest?
            Chłopak oburzył się, ale w jego oczach zobaczyłam błysk rozbawienia.
- Jak to co? Ja i Posey jako Spidermani w kosmosie!
            Zaśmiałam się głośno, a razem ze mną pani O’Brien.
- Za każdym razem twierdzi, że to coś innego – szepnęła do mnie konspiracyjnie, a chłopak wzruszył ramionami.
- Interpretacja sztuki jest dowolna – chwycił kawałek placka z talerza, który postawiła na stole jego rodzicielka i jęknął, rozkoszując się jego smakiem – Mamo...Co pomyślałaś, jak powiedziałem, że chcę zostać aktorem?
            Wbiłam w niego zaskoczone spojrzenie, ale on tylko spokojnie skończył jeść i zalał wrzątkiem herbatę.
- Kochanie, dla mnie to było jasne od samego początku! – Lisa posłała mu pełne czułości spojrzenie. – Kiedy miał siedem lat... - zwróciła się do mnie. - ...przyszedł i powiedział, że chce być aktorem. Pomyślałam, że to tylko dziecinne gadanie, ale co szkodziło spróbować. Jeśli to było to czego chciał...Zapisałam go na zajęcia teatralne i tak już zostało.
            Upiłam łyk herbaty, boleśnie parząc sobie usta.
- A nie martwiła się pani, że...cóż, aktor to nie jest zbyt dochodowe zajęcie? – mruknęłam.
- Oczywiście – pani O’Brien wzruszyła ramionami. – Jednak wiedziałam, że będzie nieszczęśliwy w zwykłej pracy. A szczęście dziecka zawsze jest dla matki najważniejsze. A przynajmniej powinno być.
            Dylan, opierający się o szafki za jej plecami, posłał mi znaczące spojrzenie. Westchnęłam głęboko, rozumiejąc już do czego do wszystko zmierzało.
- Ale! Mówcie co u mojego Tylerka! Na pewno schudł! On zawsze był chudziutki! Jecie wy tam coś w ogóle? Już w ogóle nie odwiedzicie rodziców! John ciągle narzeka, że widuje go tylko na facebooku! Crystal, kochana, jeszcze chociaż czasem zadzwoni...
            Chłopak przewrócił oczami, na co parsknęłam śmiechem.
- To nie jest zabawne. Zawsze uważałem, że Poseya mama kocha mocniej.
- Cóż poradzić, był grzeczniejszym dzieckiem niż ty.
- Nadal tak jest – wtrąciłam się. – Pani syn jest strasznie nieokrzesany!
- Och, wiem...- jęknęła Lisa. – Ale krzywego to już się nie naprostuje.
            Dylan zrobił oburzoną minę, a ja zaśmiałam się cicho.
- Dylan, idź do jadalni i wyciągnij z szafki plastikowe pojemniki. Dam wam trochę jedzenia, bo pewnie w lodówce macie pustki! – pani O’Brien wstała i zaczęła krzątać się po kuchni. Machnęła na syna, który ukłonił jej się teatralnie i machając wyimaginowaną peleryną ruszył do jadalni. Lisa, korzystając z tego, że udało jej się wygonić chłopaka, uśmiechnęła się do mnie łagodnie.
- Cieszę się, że cię poznałam. Dylan jeszcze nigdy nie przyprowadził do domu żadnej dziewczyny.
            Zachłysnęłam się powietrzem i poczułam jak robię się cała czerwona. Nagle moje płuca się skurczyły, a atmosfera stała się jakby bardziej dusząca.
- Och, ja...ja nie jestem dziewczyną Dylana.
            Lisa przez chwilę wyglądała na zagubioną, a potem pokręciła głową z rezygnacją i nachyliła się do piekarnika, by sprawdzić jak wyrosły jej ciastka.
- On nie przyprowadza byle kogo. Jedyna dziewczyna, jaka była w tym mieszkaniu z jego powodu, to Crystal – wyprostowała się i ponownie posłała mi ciepłe spojrzenie. – Musisz być dla niego naprawdę ważna.
- Jesteśmy tylko przyjaciółmi...- przełknęłam ślinę, czując suchość w gardle. Pani O’Brien pokiwała głową, jednak widziałam, że mi nie uwierzyła.
- Widywałam syna, w towarzystwie jego przyjaciółek. I wierz mi, że na żadną z nich nie patrzył tak jak na ciebie. Ale sami musicie to zrozumieć.
            Zamrugałam kilkakrotnie, zaskoczona jej słowami. Nie miałam jednak szansy odpowiedzieć, bo do pomieszczenia wszedł Dylan. Postawił pojemniki na blacie i pocałował rodzicielkę w policzek.
- Nie pochwaliłem ci się! Wygrałem bilety na Metsów!
            Kobieta czule pogłaskała go po policzku.
- To wspaniale, kochanie! Idziesz z Tylerem?
- Właściwie...- wyrwał się z jej objęć i stanął za moim krzesłem, kładąc dłonie na moich ramionach. – Wiem, że miałaś kiepski tydzień...Pomyślałem, że może ty byś ze mną poszła? – nachylił się, tak że mogłam na niego spojrzeć. Przygryzłam wargę, czując na sobie zadowolony wzrok pani O’Brien, w stylu „a nie mówiłam?”.


- Jasne. Dziękuję – westchnęłam, a on tylko do mnie mrugnął, wiedząc, że nie chodzi mi tylko o mecz. Dziękowałam mu za to, że był. Że choć nie musiał, robił te wszystkie wspaniałe rzeczy. Że mogłam na niego liczyć. Potrzebowałam takiego przyjaciela. I wbrew temu co mówiła Lisa, tylko przyjaciela.

***

Rozdział napisany na szybko, dość wymęczony i nie sprawdzony. Ale jest!
Jutro, jeśli znajdę czas, to go poprawię. Jeśli nie, dopiero we wtorek. 
Dziękuję za cierpliwość i za niemal 20 tysięcy wejść! Nigdy w życiu nie spodziewałam się, że to opowiadanie tak strasznie wam się spodoba.
Myślałam o założeniu konta na twitterze o ATW. Mogłabym tam odpowiadać na wasze pytania, może trochę spoilerować i informować was jak daleko z rozdziałem jestem. Co wy na to?
Kocham was i dziękuję za wyrozumiałość. Następny rozdział lepszy! Obiecuję!

PS Jest już co prawda po północy, ale wszystkiego najlepszego, Drogie Panie! Jesteśmy cudowne, pamiętajcie o tym! Życzyłabym wam księcia na białym koniu, ale...cóż, nie. Ja życzę wam Stilesa w jego jeepie! ;)

27 komentarzy:

  1. Jejku. Kocham Cię. Dziękuje i życze weny w napisaniu kolejnego rozdziału ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Super rozdział. Czekam na kolejny. Już uwielbiam mame Dylana :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Tak się cieszę :D nie mogłam się doczekać. Świetny rozdział czekam na więcej :) Pozdrawiam i życzę weny :)
    PS.
    Kiedy kolejny?

    OdpowiedzUsuń
  4. Wiesz, ze powinniśmy Cię zabić? Rozdział miał być drugiego, a przepraszam bardzo który jest dzisiaj?!
    Co do jego treści..... Kocham Dylana! Tak cholernie go kocham w twoim wydaniu, ze matko on ma do mnie przyjechać tu, teraz, zaraz!
    A Jade... niech posłucha przyszłej teściowej i weźmie się za swoje sprawy sercowe względem najcudowniejszego chłopaka pod słońcem :3
    Czekam bardzo niecierpliwie na ciąg dalszy i jak znowu się spóźnisz z rozdziałem to zabije! :*
    Weny, pozdrawiam,
    Natalia G.
    xoxo

    OdpowiedzUsuń
  5. O mamusiu *-* rozdzial jest przefantastyczny <3 ja chce Dylana, tu i teraz ;-; u mnie xd

    OdpowiedzUsuń
  6. Wreszcie! Genialny rozdział i mam nadzieję, że nie długo Jade i Dylan będą razem*-*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj, na to jeszcze sobie poczekacie :) Najpierw ich wymęczę :>
      @Susanne597

      Usuń
    2. Hdnsksujdkei ;w; to jest wspaniale! Nie treba nic poprawiac, nie zauwazylam zadnych bledow.
      Zawsze jak chce napisac tu jakis sensowny komentarz brakuje mi slow. Naprawde. Nigdy tak nie mialam. Ale to dobrze, przynajmniej wiem, ze czytam najlepsze fv na swiecie!
      Co do konta na tt - calkiem fajny pomysl:)
      Tobie rowniez zyzycze wszystkiego co najlepsze <3

      Usuń
  7. Super rozdział! Masz świetny styl pisania. Fabuła jest naprawdę wciągająca i nie tylko dlatego, ze jest w niej Dylan! XD
    Ogólnie to bardzo podobała mi się scena, w której Dylan nakrzyczał na rodziców Jade. Jejku...z jednej strony chciałabym, żeby byli już razem, ale jednak też trochę nie bo lubię takie coś czytać ^_^ (tylko ja to chyba zrozumiem)
    Czekam na kolejny. Mam nadzieję, że nie będziesz nam tak długo kazać czekać <3

    OdpowiedzUsuń
  8. Interesująca historia :3 Super blog!
    Pozdrawiam :*
    http://what-tomorrow-may-bring.blogspot.dk/

    OdpowiedzUsuń
  9. Cudowne opowiadanie xD

    OdpowiedzUsuń
  10. Rozdział jest świetny! Ja mam to szczęście, że moi rodzice akceptują moje decyzje... nie wiem czy byłabym w stanie funkcjonować pod presją bycia idealną....
    Czekam na next!

    OdpowiedzUsuń
  11. Rozdział świetny, naprawde masz talent. W pewnym sensie ten rozdział trafił do mnie bardziej niż inne. Mam dokladnie taką samą sytuację jak Jane, rodzice dyrektorzy w biurowcach chcieli "normlnej" córk. Mam nosić szare spódnice i białe koszul. Nie akceptują moich vansów, znoszonych spodni i czarnych koszulek, pierścionków z krzyżem, trzech dziurek w jednym uchu, niedużego ale widocznego makijażu. Powtarzają że mam się uczyc a nie wychodzić na dwór z "biedakami". Tak ich właśnie nazywają. Kiedyś siłą zaciągneli mnie na lekcje gry na fortepianie, bylam tam tylko raz. O idealnych ocenach tez marzyli a ja mam same tróje. KONIEC O MNIE! Mam nadzieję że nowy rozdzial będzie punktualnie i że trochę będziesz ciągnęła relacje miedzy Jane i Dylanem. Te głupie teksty Dylana, ta nieśmiałość Jane była naprawdę fajna na początku, trochę spokoju wprowadź, wiesz, codziennie życi. Nie chce cię pouczać, napisałam tylko to oczym bym chętnie poczytała. :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki! Każdy rozdział jest już zaplanowany, ale dziękuję za sugestie i na pewno je wykorzystam :) Rozumiem twoją sytuację z rodzicami. Kocham swoich, ale często czuję jakby nie dawali mi wyboru i jakbym była czarną owcą rodziny :/ Jeśli chcesz, napisz do mnie na tt albo na maila :) Może pomogę ci rozwiązać problem, albo chociaż czasem dobrze jest się wygadać.
      3maj się!
      @Susanne597

      + OFICJALNIE STARTUJE OFICJALNE KONTO ATWff NA TWITTERZE :) Zapraszam @atw_ff <3

      Usuń
  12. bozeeee <3333 kocham cie !!! kocham to opowiadanie i jejku na tt tez zaobserwuje hahah <3 cudowny rozdzial, jak zawsze. ja chce juz kwiecien przez ciebie ! ;D czeekam z niecierpliwoscia, a co do zyczen - dziekuje strasznie (ja skromna ze do mnie niby haahahaha nic xd) i rowniez zycze ci goracego Stilesa ! ;*

    OdpowiedzUsuń
  13. Taaaak kolejny rozdział ^_^
    Ja jestem nadal w oczekiwaniu na to aż coś się stanie między Dylanem i Jade ^_^
    Czekam na next <3 <3

    OdpowiedzUsuń
  14. W końcu następny!
    Świetny jak zwykle ;D
    Ygh mama Jade tak bardzo przypomina moją ;D 'Aktorstwo to nie jest dochodowe zajecie' Ale kto co lubi ;D
    Ciekawa jestem meczu !
    Jaki nazywamy ich ship? Jadan ? Dylade ? :D

    OdpowiedzUsuń
  15. Piszesz tak fantastycznie, ze z kazdym nowym rozdzialem mam ciarki. Dylan tu jest taki uroczy jejku dziekuje za to opowiadanie

    OdpowiedzUsuń
  16. Uwielbiam twój styl pisania, pomysłowaść i zwroty akcji, mam nadzieję że po maturze wydasz książkę! czekam na nowe rozdziały ��

    OdpowiedzUsuń
  17. Idealny ♥♥♥ Czekam na kojejny ^^

    OdpowiedzUsuń
  18. o tak, jak najbardziej kocham to opowiadanie. natchnęło mnie dzisiaj na ff o teen wolf cast i na całe szczęście, opatrzność skierowała mnie do ciebie. to co tworzysz, jest po prostu genialne. dochodzi trzecia w nocy, a mimo to nie mogłam pójść spać przed przeczytaniem wszystkiego, co tu opublikowałaś. na pierwszy rzut oka fabuła jest banalna i nierealna, ale po bliższym poznaniu uzależnia. sposób w jaki piszesz, lekki, nie odchodzący od tematu, we właściwych momentach ironiczny.. to przyciąga. łapie i nie puszcza! czekam na kolejny rozdział, a uwierz, napaliłam się na niego! x

    OdpowiedzUsuń
  19. Jejku cudowny rozdział. Kocham tego bloga. Z niecierpliwością czekam na następny rozdział. A jeżeli chodzi o konto na twitterze to jestem jak najbardziej za! :) Weny życzę :*

    OdpowiedzUsuń
  20. DOBRE WIEŚCI!
    Dla mnie. Nie dla was.
    Moja drużyna dostała się na Mistrzostwa Polski Debat Oksfordzkich i jedziemy na nie w niedzielę. Super prawda? Czekałam na to od dwóch lat! :)
    Ale przez to, choć obiecałam rozdział w ten weekend, nie uda mi się go skończyć (mam połowę) i pojawi się tak jak powinien, dopiero 2 kwietnia.
    Przepraszam was bardzo. Jest naprawdę niewiele rzeczy ważniejszych dla mnie niż wy i moje blogi. Ale MPDO do nich należy.
    Wybaczycie? Całuję was mocno i trzymajcie za mnie kciuki! :*
    @Susanne597

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Woaah, gratuluje! :*
      poki jeszcze nie ma calego rozdzialu prosze, niech na tym meczu znajdzie ich "kamera milosci" (wiesz, siedza kolo siebie, kamera pokazuje ich w sercu na ekranie i musza sie pocalowac XD). To by bylo jdbsksnlajsj ;w; prosze, prosze, nie wytrzymam emocjonalnie jesli tego nie uwzglednisz XDXD
      no i powodzenia na Oxfordzkich Dyskusjach :*

      Usuń
    2. *Debatach. Idk , nie odrozniam tego XDXD

      Usuń
    3. Kiedy kolejny rozdział?

      Usuń
  21. Wreszcie wraca mój ukochany Dylan a nie ślepo zakochany w Spencer ciołek <3
    UBÓSTWIAM !!! xx Nacia

    OdpowiedzUsuń